Myślałam, że ten będzie taki jak zwykle. Założyłam białą bluzkę na ramiączka, jeansową koszulę, granatowe spodenki, czarne rajstopy i niebieskie baletki. Uczesałam się w prosty warkocz, ale grzywkę zostawiłam w spokoju.
Wyszliśmy jakieś 15 minut przed 9. Odprowadziłam dzieciaki na czas, a dalej spacerowałam wolno. Miałam wyjść jutro z Alexem, Rozalią, Arminem i prawdopodobnie jeszcze kimś na cukierkowanie. Ale w ogóle nie miałam pomysłu na kostium. Jane chciała się przebrać za Mulan, bo to jej ulubiona księżniczka Disneya, a Peter za Spider-mana. Przechodziłam właśnie koło cmentarza. Wpadłam wtedy na pomysł przebrania się za kościotrupa. Widziałam nawet fajną sukienkę, która idealnie by pasowała. To trochę chore, że wpadłam na ten pomysł przy cmentarzu.
W szkole wszyscy się jakoś inaczej poubierali. Kastiel założył białą koszulę, na to bordową bluzkę i jeansy w kolorze brudno-niebieskim, Lysander był w zielonej koszuli i czarnej marynarce, Armin w beżowej koszuli, i tak dalej... Poczułam się trochę dziwnie, bo nie wiedziałam w ogóle o co chodzi. Dopiero na lekcji zaczepiłam Rozę (ubraną w czarna-fioletową sukienkę).
-Ej, o co chodzi? Dlaczego wszyscy się tak poubierali? - spytałam.
-Zapomniałaś?
-O czym? - zirytowałam się.
-Dziś mamy jakiś gości czy coś, dyrektorka kazała się "ładnie ubrać".
-A co, nie wyglądam ładnie? - zamrugałam kilka razy uśmiechając się szeroko.
-No pewnie, ale mieliśmy się ubrać "na galowo".
-Pff, z czymś takim bo pewnie 2 osoby przyjdą.
-Jak dla mnie wyglądasz ślicznie, Gwen! - wyszczerzył się Alex.
-Dzięki, miło to usłyszeć. - uśmiechnęłam się, ale tak naprawdę wolałabym, żeby to Armin mi to powiedział. Ale on opierając się o ścianę słuchał muzyki.
Na drugiej lekcji do klasy wparowało
-Gwen, to nie tak jak myślisz... - zaczął Nat.
-Przepraszam... - wyjąkała Mel.
-Ale o co ci chodzi? Nie jesteśmy, nie byliśmy i jak widać nie będziemy parą, więc możesz robić co chcesz. - wykrztusiłam.
-Gwen, proszę... - zaczął Nat.
-Nic się nie stało, jest okey.
Wróciłam do klasy i wzięłam torbę. Wszyscy patrzyli na mnie ze zdziwieniem, oprócz Armina, który siedział dalej opanowany jak zwykle. Dopiero kiedy na niego spojrzałam, odezwał się.
-Co się stało, Gwen?
-Nic, muszę do domu, źle się czuję.
Pożegnałam się z nauczycielem i wyszłam bez słowa. Na korytarzu na ławce siedziała Mel ze spuszczoną głową i Nataniel zapinający koszulę. Nie myślałam, że grzeczny i ułożony Nat może być zdolny do złamania mi serca i szlajania się po kiblach (o_o). Mel mogłam wybaczyć, nie wiedziała nic o mnie i Nacie, a sama mówiła mi, że jest w nim zakochana. Ale jemu radziłabym nie zasypiać w nocy.
W domu byłam po jakiś 10 minutach, bo biegłam. Była 11. Położyłam się na łóżku i wypłakiwałam się w poduszkę. Nat to dupek bez serca. Takie mam teraz o nim zdanie. Nat to dupek bez serca który ze mną pracuje. Chyba zasnęłam, ale obudziły mnie dzieciaki z Rozalią.
-Cześć...
-Hej Gwen, wszystko w porządku?
-Nie bardzo. - usiadłam po turecku. - Idźcie na chwilę na górę.
-Co się stało? - przysiadła koło mnie. -Co się działo na korytarzu?
-No więc... Jakiś miesiąc temu Nataniel powiedział mi, że się we mnie zakochał. Nie wiedziałam w ogóle, co mam o tym myśleć, i kim jest lub może być dla mnie Nat. I chyba coś do niego poczułam, i miałam mu to powiedzieć. Ale jak wyszłam do łazienki, zobaczyłam jak się obściskuje z Mel. - Rozalia milczała, ale potem powiedziała.
-Dupek. Nie przejmuj się nim Gwen, nie był ciebie wart. - roześmiałam się jak to usłyszałam. - Co cię tak śmieszy? - spytała oburzona Roza.
-Nie byliśmy nawet parą, a ty do mnie mówisz jak do histeryczki po zerwaniu.
-Przynajmniej teraz wiadomo, że z głównego gospodarza nie jest taki idealny chłopiec. - uśmiechnęła się.
-Dobra, dobra, teraz idź, muszę w końcu dać nam obiad i iść do pracy. Nieźle się spóźnię.
Ona kiwnęła głową, pożegnała się ze mną i wyszła. Po jakiś 30 minutach byłam z dzieciakami w Vanilli. Myślałam, jak tu przekupić i przeprosić Vivian, ale ona mnie złapała i stwierdziła, że to teraz nie ważne.
-Co jest? - spytałam, gdy ciągnęła mnie na zaplecze.
-Nataniel nie przyszedł, a ja nie daję sobie rady sama. Wiesz dobrze, że u nas jest ruch! Szybciej! - popędzała mnie.
Jako, iż moja kochana szefowa była zmęczona, postanowiła zamknąć wcześniej restaurację, a tak dokładniej to o 17. Poprosiłam Rozę, żeby popilnowała dzieciaków, więc poszłam do domu Leo i Lysa, bo wiedziałam, że wtedy białowłosa nie będzie miała wyboru.
-Dobra, nie ma problemu, ale dlaczego ty nie możesz? - spytała zaciekawiona.
-Chcę kupić strój na jutrzejsze wyjście na miasto, ale to ma być niespodzianka. - uśmiechnęłam się. - Przyjdę o 19.
-To do zobaczenia!
Za jakieś 15 minut byłam w centrum handlowym. Wszystkie witryny sklepowe były już przyozdobione sztuczną krwią (czyt. ketchupem), pająkami, szkieletami i dyniami. Ogółem mówiąc, tandeta i plastik. Oprócz jednego sklepu na końcu. Był naprawdę fajny, w środku było ciemno, puszczali grunge i rock. Od teraz to mój nowy ulubiony sklep.
Najbardziej podobało mi się to, że kostiumy halloweenowe były inne niż wszystkie. Np., strój wiedźmy był cudowny. Sukienka od kompletu była brązowa, z doczepionymi nietoperzami, rajstopy w pająki, peleryna "galaxy", i bury kapelusz z uśmiechem, bądź grymasem, podobny do tego z Harrego Pottera.
Ale nie tego szukałam. Miałam znaleźć strój pasujący do kościotrupa. Wreszcie znalazłam, nałożony na manekina, ach, spostrzegawcza ja. Była to czarno-biała sukienka do kolana, od dekoltu do pasa biała z czarną koronką, a reszta czarna. Do tego ciemno-szary płaszcz, z rozciętym rękawem, srebrnymi guzikami i paskami, oraz białymi kokardkami na rękawach. Kupiłam go i wróciłam dzieciaki. Rozalia chyba się nawet ucieszyła, bo raczej wolała zająć się Leo niż dzieciakami.
W domu siedziałam w salonie w nowej pufie. Dzieciaki jadły kolację, a ja gadałam z Alexem na Skajpaju o całym zajściu.
-Serio? Co za... - nie dałam mu dokończyć.
-Dupek? - uśmiechnęłam się.
-Tak, właśnie tego słowa szukałem. - odwzajemnił uśmiech.
-Ej, jesteś sam, że gadasz ze mną o takich sprawach?
-Nie, Armin tu jest, ale chyba ma słuchawki. - odwrócił się i dodał. -O, właśnie wychodzi! Armin, gdzie idziesz? - krzyknął Alexy, na co jego brat mruknął coś nie zrozumiale i poszedł.
-Serio, czasami go nie rozumiem.
-Hahahah, dobra Alexy, ja kończę, pa.
-Pa.
Położyłam dzieciaki spać, aż tu nagle słyszę dzwonek do drzwi.
-Jest 22, kto może do mnie przychodzić o tej porze. - mruknęłam.
W drzwiach stał uśmiechający się uroczo Armin z... Podbitym okiem.
-Hej, mogę wejść? - powiedział wchodząc do mnie i zdejmując kaptur z głowy.
-Co ci się stało? - spytałam.
-Drobna wymiana poglądów z Natanielem. Masz coś do picia? - zdejmował kurtkę.
-Jasne. O co chodziło? - spytałam nalewając mu soku.
-Nic takiego.
-Słyszałeś moją rozmowę z Alexem? - spytałam niepewnie.
-Tak. Dostało mu się. - zaśmiał się, a ja się wzdrygnęłam.
-Co mu zrobiłeś? - spytałam, nie ukrywając przy tym uśmiechu.
-Mhm, prawdopodobnie niechcący złamałem nos, wnioskując po tym, jak krzyczał "Ty debilu, złamałeś mi nos!". - śmiał się dalej.
-Serio? I tobie zdążył tylko podbić oko? - nieźle, pomyślałam.
-Tak. Mogę tu przenocować? Jest za późno żebym wracał, rodzice bardziej się ucieszą jeśli nie wrócę na noc niż jeśli wrócę za późno.
-Jak chcesz. Ja chyba nie pójdę jutro do szkoły.
-Ja zostaję tutaj jako stróż tego domostwa.
-Okey. Ale śpisz na kanapie. - uśmiechnęłam się szatańsko.
-Ale ty śpisz ze mną, hahahahah! - znowu się śmiał.
-Dopóki są tu dzieciaki, nici z tego.
-Czyli nie odmówiłabyś? - spojrzał na mnie unosząc brwi.
-Hmm... Znaczy... Później podyskutujemy! - zarumieniłam się.
Poszłam na górę do dzieciaków, upewnić się czy zasnęły. Peter jak to Peter, spał już jak kamień, ale Jane siedziała przy oknie i patrzyła na księżyc.
-O, jesteś tutaj. - stwierdziła.
-Nie da się ukryć. - rzuciłam.
-Kto przyszedł? - spytała.
-Armin.
-Ten z czarnymi włosami i niebieskimi oczami, tak?
-No.
-Czyli ten ładny.
-Nie mogę uwierzyć, że mam takie tematy z 10-letnią siostrą.
-Ja nie mogę uwierzyć, że taki ładny chłopak na ciebie leci.
-Lecieć to może ptak, poza tym to nieprawda.
-Gwen, mam 10 lat, nie jestem już mała, widzę więcej niż myślisz.
-Wracając, uważasz że jestem za brzydka dla niego? Foch!
-Oj przestań, nie to miałam na myśli! - oburzyła się Jane.
-Dobra już dobra, a teraz do łóżka.
-Okey...
Kiedy wychodziłam, Jane powiedziała cicho:
-Tylko bez głupot mi tam na dole! - i zaśmiała się.
Ja też się śmiałam, wzięłam prysznic, rozpuściłam warkocz i przebrałam się w piżamę. Zeszłam na dół. Na kanapie leżał Armin i grał na konsoli.
-Posuń się, śpię z tobą bo zimno.
-Jak chcesz.
Obudziłam się w jego ramionach.
~*Wieczór Halloweenowy*~
Było już dobrze po północy, dzieciaki były zmęczone, a ja podejrzewałam, że wszyscy oprócz mnie, Armin i Rozalii lekko pijani. Lysander przebrany za Szalonego Kapelusznika z Alicji z Krainy Czarów, Kastiel za wilkołaka, Armin za zombie, Alexy za Szalonego Naukowca, Kentin za... Ciasteczkowego Potwora! Jeszcze Rozalia za nietoperza, oczywiście w wersji idealnej dla niej, bo to raczej była Królowa Nietoperzy, Viola za kota, Kim za wiedźmę i ja, żywy trup.
Szła sobie taka gromadka dziwaków przez miasto, z torbami pełnymi cukierków. Wylądowaliśmy na placu w parku, otoczonym drzewami. Była pełnia, wszystko wyglądała zarówno przerażająco i magicznie, jak i pięknie. Armin szturchnął mnie lekko i uśmiechając się spytał:
-Zatańczymy?
Skończyło się na tym, że urządziliśmy sobie dyskotekę, a dzieciaki usnęły, więc potem zaniosłam je prosto do łóżek. Oczywiście ktoś mi pomagał. Rozalia, nie Armin, on leżał na mojej kanapie, leń.
Szła sobie taka gromadka dziwaków przez miasto, z torbami pełnymi cukierków. Wylądowaliśmy na placu w parku, otoczonym drzewami. Była pełnia, wszystko wyglądała zarówno przerażająco i magicznie, jak i pięknie. Armin szturchnął mnie lekko i uśmiechając się spytał:
-Zatańczymy?
Skończyło się na tym, że urządziliśmy sobie dyskotekę, a dzieciaki usnęły, więc potem zaniosłam je prosto do łóżek. Oczywiście ktoś mi pomagał. Rozalia, nie Armin, on leżał na mojej kanapie, leń.
Mam nadzieję, że rozdział się spodobał, pisałam go dość dłuugo >.< :3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Bez przekleństw, SPAM-u itp. I GRZECZNIE MI TAM! >,<