Byłam już pod liceum. Nie spotkałam nikogo na dziedzińcu. Spojrzałam na zegarek. Było 15 po. Odetchnęłam z ulgą. Tyle to nic strasznego. Weszłam do klasy.
-Dzień dobry, przepraszam za spóźnienie. - mruknęłam.
-A dlaczego to się pani spóźniła?
-Bo zaspała.
-Siadaj... - rzekł z rezygnacją mój zacny nauczyciel.
W ławce rzuciłam torbę pod ścianę. Po wyjęciu książek położyłam się z kapturem na głowie. Rozalia szturchnęła mnie.
-Co się stało Gwen?
-Nic strasznego. Jestem po prostu zmęczona i niewyspana. - uśmiechnęłam się słabo. - Jakbym zasnęła to pożyczysz mi notatki, prawda?
-Nie rób takiej miny szczeniaczka bez powodu. Tak, ale lepiej nie śpij.
-Jasne... - jęknęłam i znowu się położyłam.
Kiedy oparłam się o ścianę Roza przyjrzała mi się uważniej. Cóż, dzisiaj nie wyglądałam najlepiej. Ja natomiast rozglądałam się po klasie. Dopiero teraz zauważyłam, że przede mną siedzi Viola i Kentin, oraz że nie ma dzisiaj Kastiela. Odwróciłam się do bliźniaków, i zauważyłam że jednego brakuje.
-Alexy, czemu Armin dziś nie przyszedł? - spytałam.
-Źle się dziś czuł, słabo i tak dalej. - powiedział. - Ale pewnie symulował. - dodał z uśmiechem.
-Skąd wiesz?
-Bliźniacza intuicja.
Nie była mi potrzebna, żeby rozszyfrować Armina. To przecież logiczne, że nie chciał dzisiaj przyjść. Idiotka! Sama mogłam odprowadzić dzieciaki i wrócić do domu!
Reszta lekcji minęła szybko. Tak samo jak dzień. Wróciłam do domu wyczerpana, zrobiłam nam kolację i wzięłam długą kąpiel... Byłam naprawdę zmęczona. I znowu nie mogłam spać.
-Muszę kupić chyba jakiś lek na bezsenność. - pomyślałam.
Rano ogólnie źle się czułam. Chyba się przeziębiłam jak siedziałam na dachu z Arminem... Założyłam szare dresy, białą bokserkę i czarną bluzę wkładaną przez głowę. Odprowadziłam Jane i Petera do szkoły. Sama wróciłam do domu.
~*Armin*~
Byłem właśnie koło podstawówki, przy jej parkingu. I wtedy ją zobaczyłem. Białowłosa założyła tylko dresy, bluzę i trampki, a i tak wyglądała olśniewająca. Wyjąłem ręce z kieszeni tylko po to żeby się spoliczkować. Musiałem się schować. Przykleiłem się do muru podstawówki i stałem bez ruchu. Gwen nie ubrałaby się tak gdyby miała zamiar iść do szkoły. Miałem rację. Przeszła praktycznie koło mnie, ale niczego nie zauważyła. Odetchnąłem z ulgą. Ona odwróciła się. Stałem nieruchomo, Gwen skrzyżowała ręce na piersi i patrzyła na mnie zdezorientowana.
-Unikasz mnie? - spytała jakby z żalem.
-N-nie, ja po prostu... Nie mam ochoty rozmawiać z nikim. - wyjąkałem i znowu spojrzałem w ziemię.
Zapanowała cisza. Żadno z nas nie miało odwagi się odezwać.
-Słuchaj, bardzo cię przepraszam za tamto... - powiedziałem drapiąc się po tyle głowy w geście zakłopotania.
~*Gwendolyn*~
-Nie masz za co przepraszać. - westchnęłam.
-Jest... To był impuls. - jąkał się.
-Powinnam ci raczej podziękować. - wyglądał na zdziwionego. -Gdyby nie to nie dowiedziałabym się że tak świetnie całujesz.
Zarumienił się. Ja pewnie też. Podeszłam do niego i delikatnie pocałowałam. To było to czego mi brakowało. Cały Armin...
-Wpadniesz do mnie wieczorem? - szepnęłam.
-Pewnie. - uśmiechnął się ciepło.
-Idziesz ze mną czy do szkoły? - spytałam.
-Wolę z tobą, o ile dasz mi na chwilę spokój. - zaśmiał się.
-A co z Alexem?
-Napiszę mu SMS-a.
-No to chodźmy.
Całą drogę śmialiśmy się i żartowaliśmy. Zaraz byliśmy u mnie.
-Ty tutaj zostań, ja pójdę na górę doprowadzić się do stanu względnego.
-A tak nie możesz zostać? Wyglądasz świetnie tak czy siak.
-No nie, tego dla ciebie nie zrobię. - uśmiechnęłam się.
Na górze wzięłam szybki prysznic, potem przebrałam się w ciepły, jasno-szary sweter, czarne rurki i ciepłe, białe kapcie. Włosy związałam w prosty warkocz. Chyba zajęło mi to jednak trochę czasu, bo na kanapie zastałam śpiącego Armina z komórką w ręce. Powiem mi ktoś, czemu chłopcy wyglądają tak słodko kiedy śpią? Lekko go szturchnęłam, ale on tylko przekręcił się na drugi bok. Wyjęłam mu komórkę z ręki i zobaczyłam, że nie zdążył wysłać Alexowi SMS-a. Dokończyłam za niego to "jakże wyczerpujące zadanie" i odłożyłam telefon za stolik. Poszperałam trochę w torbie tego chorego śpiocha i znalazłam jego konsolę. Wygodnie rozsiadłam się na jego nogach i grałam w coś co nazywało się "Fox Adventure". Chodziło w tym o to, że byłam liskiem który musiał przechodzić plansze. Armin obudził się kiedy podgłosiłam muzyczkę.
-Co robisz? - spytał ziewając.
-Nie widać? Nie przeszkadzaj.
-Tak nie będziemy rozmawiać. - zaśmiał się.
-No pięknie, przez ciebie przegrałam!
-Weź inną grę to zagramy razem.
-Nie to nie. - powiedział po czym zabrał mi konsolę.
-Oddawaj!
-Weź ją sobie. - uniósł rękę najwyżej jak mógł.
-To nie fair. Jesteś ode mnie o wiele wyższy. - usiadłam i włączyłam telewizor.
On usiadł obok mnie. Po jakimś czasie usiadłam przed nim i grałam razem z nim. Całkiem nieźle nam szło, zważywszy na to, że nigdy tak nie grałam. Potem graliśmy na komórce w "Dumb Ways to Die". Zastanawiałam się, co jest bardziej denerwujące: to, czy Flappy Bird. Graliśmy tak do 14.
-Ej?
-Co?
-Idziesz ze mną do Vanilli czy zostajesz tutaj?
-A muszę?
-Jeśli nie chcesz tkwić w zamknięciu. - uśmiechnęłam się.
-Daj mi chwilę.
Za jakieś 5 minut wyszliśmy. Nie wiem co on wyprawiał, kiedy byłam w pokoju po torbę, ale kanapa była w opłakanym stanie.
Pod szkołą Petera i Jane poczułam okropne dreszcze i ból głowy. Zignorowałam je, bo następnego dnia miałam wolne.
W restauracji powitał nas (a przynajmniej mnie) miło Nataniel.
-Cześć Gwen! Myślałem już, że nie przyjdziesz! - powiedział wesoło. - Czemu cię nie było? - po tych słowach do Vanilli wkroczył leniwie Armin.
-A ty tu czego? - spytał zimno Nat.
-On... On jest ze mną Nataniel. - powiedziałam nieśmiało.
-Ach, czyli nie było was dla tego, że poszliście na randkę?
-Nie, oboje jesteśmy chorzy. Zaprosiłam Armina do siebie, bo wyglądał rano jak wrak człowieka. - zaprzeczyłam.
-Jasne... Siedź na zapleczu i się z tamtąd nie ruszaj. - Nataniel strzelił już dobrze znanego mi facepalma i odszedł.
-Pff, uważaj bo. - prychnął Armin.
Resztę dnia niby siedział tam grzecznie z dzieciakami, ale po pewnym czasie nawet jemu musiała znudzić się konsola i poszedł do kuchni. Tam Vivian odkryła jego talent kulinarny i proponowała mu nawet pracę, na co zarówno on i Nataniel zaprotestowali.
-Aktualnie nie szukam pracy. - powiedział uśmiechając się Armin i drapiąc po głowie.
-Zawsze możesz zmienić zdanie! - zaśmiała się rudowłosa.
-Oby nie... - mruknął Nataniel.
Kiedy ja się już ubrałam, Armin pomagał jeszcze dzieciakom, więc wykorzystałam tą okazję i wyszłam na dwór. Przygwoździłam Nataniela do muru.
-Co ty wyprawiasz, Nat? - wściekłam się. - Najpierw jesteś milutki, ale jak jestem z innym chłopakiem to od razu zamieniasz się w... w... Szataniela! O co ci chodzi Nat?
-Nie rozumiem o czym mówisz. - udawał Greka.
-Ach tak? To czemu tak traktujesz Armina, co? Przyjaźnimy się przecież! To normalne, że spędzam z nim dużo czasu! Jesteś zazdrosny czy jak?
-Trafiłaś. - chyba pierwszy raz w życiu odebrało mi mowę z wrażenia.
-Zakochałem się w tobie Gwen. - miałam coś powiedzieć, ale po raz drugi nie mogłam. Puściłam go. Byłam oszołomiona. Czy każdy chłopak którego lubię musi się we mnie zakochać? Nat odszedł, za to Armin wyszedł.
~*Koło 20*~
-Ja chyba też. - odpowiedziałam. Szliśmy przez las na obrzeżach miasta miasta. Nagle zauważyłam białego królika. Zaczęłam za nim biec. Gonił mnie Armin. Czułam się trochę jak Alicja, bo sytuacja wyglądała podobnie. Nagle królik zniknął mi z oczu, a ja potknęłam się o wystający korzeń. Strasznie bolała mnie noga, ale znalazł mnie Armin.
-Co się stało? - spytał.
-Nic mi nie jest, tylko noga mnie strasznie boli.
-No dobrze... - wziął mnie na barana.
Niósł mnie tak całą drogę do mojego domu. Nie myślałam, że Armin jest taki silny. Ludzie patrzyli się na nas, to ze zdziwieniem, ale potem się śmiali. Musiałam mu podziękować, więc dałam mu całusa w policzek pod moim domem. Poczułam gorsze dreszcze. Chyba gorączka.
-Chyba nie czujesz się najlepiej, co? - spytał.
-Nie bardzo, a ty?
-Jest dobrze. - powiedział i spuścił wzrok. - Muszę już iść. Część. - włożył ręce do kieszeni i poszedł.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Bez przekleństw, SPAM-u itp. I GRZECZNIE MI TAM! >,<