piątek, 21 marca 2014

Rozdział 13

 22 grudnia, Wigilia klasowa. Parę tygodni temu byłam na zakupach świątecznych. Wolę robić takie rzeczy jak najwcześniej, ale lenistwo czasem mi w tym przeszkadza. W każdym razie, kupiłam Rozalii liliową sukienkę z czarną koronką i kopertówkę do kompletu, Arminowi jakąś grę, już zapomniałam, Alexemu nowe słuchawki, dzieciakom zabawki a cioci książkę.
 W ogóle nie mieliśmy lekcji, najpierw tylko chłopcy rozstawili stoły, my rozłożyłyśmy jedzenie i daliśmy sobie prezenty. Potem był taki niby obiad, składający się z chipsów, coca-coli i różnych słodyczy. Ogólnie, gadałam z bliźniakami i Rozalią o tym, że wyjeżdżam do cioci na święta, ale wracam na resztę ferii świątecznych, że trzeba coś ogarnąć na Sylwestra i tak dalej...
 Ogólnie, dzień w szkole był dość fajny, chociaż nie należał do najciekawszych. Dostałam od Alexa, tak jak się spodziewałam, śliczną, granatową sukienkę, od Rozalii jeansy z łatami w kształcie serduszek na kolanach i bransoletkę, od Armina perfumy i naszyjnik-klucz i od Lysandra czekoladki.
 Kiedy wychodziłam w towarzystwie bliźniaków ze szkoły, padał śnieg, wszystko było już pokryte tym białym, lśniącym puchem. Ścieżki w parku było od niedawna skute lodem. Niebo było już różowe. Byłam ubrana w nową, czarną, puchową kurtkę, czarne kozaki, beżowo-brązowy komin i czapkę pilotkę. Nagle ktoś złapał mnie za ramię i zaciągnął z powrotem do szkoły.
-Jutro mamy próbę, załatwiłem ci perkusję. - uśmiechnął się Kastiel.
-W takim razie jeden z was będzie musiał mnie przyprowadzić, bo sama się będę szła w tą śnieżycę. - odwzajemniłam uśmiech.
-Jasne, jeszcze się zgubisz, jesteś przecież taka mała. - prychnął.
-Mam ci przypomnieć o nagraniu który do tej pory krąży po internecie? - uśmiechnęłam się szatańsko. -Poza tym, mówiłam ci już, że ja jestem niska!
-Dobra dobra, uspokój się. - szturchnął mnie lekko i poszedł w stronę klatki schodowej.
 Na dworze chłopakom poczerwieniały już nosy, co było dość dziwne, po stali tam pewnie jakieś 5 minut.
-Ile można rozmawiać? - burknął Armin i ukrył twarz w kominie.
-To było krótko! - oburzyłam się.
-Od kiedy 15 minut to krótka rozmowa? - prychnął.
-15 minut? Ja... Przykro mi. - westchnęłam.
-A ja tu biedny marznę! - powiedzieli jednocześnie Alexy i Armin, po czym się zaśmiali.
-Obiecuję, następnym razem będę się streszczać! - również się śmiałam, dopóki ruda małpa człekokształtna zwana Kastielem nie wybiegła i nie wepchnęła mnie w zaspę, po czym uśmiechnęła się szatańsko i została również wepchnięta (na szczęście w inną) przez Armina. Alexy pomógł mi wstać. Otrzepałam się ze śniegu i pokazałam język Kastielowi. Kiedy odebrałam już Petera, postanowiłam iść przez park, co okazało się sporym wyzwaniem przez lód. Ja i Alexy ciągle byśmy się przewracali, gdyby nie fakt, że Armin nas łapał. To w sumie zabawne, że on jako jedyny potrafi utrzymać równowagę na lodzie. Może to dlatego, że zwykle i tak jest opanowany? W porównaniu z Alexem to najspokojniejsza osoba na świecie. Chłopcy zostawili nas przed domem. Armin od razu wciągnął słuchawki, najwyraźniej miał dość słuchania brata jak na jeden dzień. Szybko się przebrałam i uczesałam. Miałam różowy nos. Niedługo potem wyszliśmy, byliśmy w Vanilli. Jak zwykle było tam ciepło i przytulnie. To w sumie dzięki pracy jeszcze znoszę Nataniela, który daremnie próbuje się ze mną zaprzyjaźnić. Skończyła pracę trochę wcześniej, bo miałam pojechać jeszcze do cioci. Dzieciaki miały wyjechać do niej na całe ferie świąteczne.
 Spakowałam sobie parę bluz, koszulek, swetrów, spodni i nową sukienkę od Alexa. Potem pomogłam spakować się Peterowi, bo Jane sama sobie poradziła. Wyjechaliśmy 30 po 6, a byliśmy na miejscu koło 8. Ciocia ucieszyła się na nasz widok. Podczas, gdy dzieci bawiły się z Daisy, ja rozmawiałam z Titi przy herbacie.
-Wszystko tam u was dobrze?
-Pewnie, mówiłam ci, nie masz się o co martwić.
-A jak w szkole, co?
-U dzieciaków same 5.
-A u ciebie?
-Hm... Nawet nie wiem, nie interesowało mnie to za bardzo.
-A powinno, za rok idziesz na studia, Gwen. - zrobiła skwaszoną minę.
-Nawet nie wiem jaki chcę kierunek. - westchnęłam.
-No ja tym bardziej.
 Po 27 grudnia wróciłam sama do Moons Valley. Po rozpakowaniu się, wykąpaniu i zrobieniu sobie obiadu odwiedzili mnie chłopcy. Wszyscy. Bliźniacy, Kastiel, Lysander, Kentin, nawet Nataniel! Na szczęście przyszła też Rozalia (bez Leo, och!),  Kim, Melania i Violetta.
-Czego tu? - wykrztusiłam.
-Idziesz z nami na łyżwy. - powiedział Kastiel.
-To było stwierdzenie czy pytanie? - przewróciłam oczami.
-Pytanie. - uśmiechnął się Kentin.
-Mogliście zadzwonić, teraz będziecie czekać na dworze, nicponie! - i poszłam się ubrać. Po 15 minutach do nich wyszłam, od razu dostałam śnieżką.
-Kto to rzucił!?! - wściekłam się. - Przyznać się bo wszyscy oberwą.
 Wtedy chłopcy wypchnęli Kastiela. Spojrzał na nich groźnie.
-Siadaj pokrako. - warknęłam, a on grzecznie to zrobił. - Wolisz sam wyznaczyć sobie karę, czy ja mam to zrobić? - ja uśmiechnęłam się szatańsko, ale on nie odpowiadał, tylko spuścił głowę.
-W takim razie ja to zrobię. Hm... Od teraz do połowy stycznia odśnieżasz mi przed i za domem. - spojrzał na mnie z niedowierzaniem.
-Mogło być gorzej. - szarpnęłam go mocno za kurtkę. -Jasne? - on tylko przytaknął.
 Szedł na końcu, wyglądał jak zbity pies.
-Pff... Tchórz. - powiedziałam.
 Na lodowisku było całkiem śmiesznie, tym bardziej, że widokiem dla mnie niecodziennym jest prawie 2-metrowy Lysander na lodzie z niską Violą u jego boku, Kentina i Alexa jadących ramię w ramię (całkiem ładnie razem wyglądają...), Nataniel z Mel, Kastiel z Kim i ja z Arminem. Rozalia zrezygnowała z przyjemności towarzyszenia nam na rzecz randki z Leo. Niektórzy (mam tu na myśli Violettę, Nataniela, Kim i Kena) nie potrafią jeździć, to znaczy Viola jeszcze jakoś sobie radzi, ale tamci? Szkoda gadać, znaczy pisać. Kiedy każdemu było już wystarczająco zimno, poszliśmy do kawiarni. Zamówiłam sobie gorącą czekoladę, reszta osób herbatę, oprócz Armina i Alexa, którzy zamówili sobie kawę. Potem poszliśmy do kina, więc nie mogłam narzekać na brak atrakcji.
 Koło 19 wszyscy poszli mnie odprowadzić, a potem wbili do mnie bez zaproszenia.
-Macie jakieś plany na Sylwestra? - spytała Kim.
-Nie bardzo... - jęknął Alex.
-Może jakaś dyskoteka? - zaproponował Kentin, a Nataniel strzelił facepalma, ale chyba tylko ja to widziałam, bo grzebał mi w lodówce. Chwila... Nataniel grzebał mi w lodówce!
-Hej! - krzyknęłam do niego. - Jeśli życie ci miłe, odejdź od lodówki.
-Bo? - prychnął.
-Młodzieńcze, jesteś w moim domu i na moich zasadach! - po chwili dodałam. - Poza tym nie masz takiego prawa.
-Jak chcesz.
-Kastiel, a ty, masz plany na Sylwka? - uśmiechnęłam się przyjaźnie.
-Można by urządzić u kogoś imprezę. - stwierdził.
-Może u ciebie, co? - spytała Melania.
-Okey, ale musicie mi pomóc. - burknął.
-A twoi rodzice?
-Są daleko.
-Okey. Kto zajmie się czym?
 Po chwili stworzyliśmy taki podział: dziewczyny dostarczą prowiant, a chłopcy resztę. Wygoniłam ich potem, żeby mieć spokój i zasnęłam na kanapie.


Mam nadzieję, że wam się podobało, bo się baardzo starałam :3 A teraz bonus! :3

Prezenty:

Spodnie dla Gwen od Rozy (podobne)

Sukienka dla Gwen od Alexa

Naszyjnik dla Gwen od Armina

Bransoletka dla Gwen od Rozalii

Sukienka i kopertówka dla Rozy od Gwen


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Bez przekleństw, SPAM-u itp. I GRZECZNIE MI TAM! >,<