poniedziałek, 31 marca 2014

Ooo-głoszenia parafialne.

 W związku z fantasty, założę nowego bloga. To ostatni wpis, bo ten po prostu edytuję i wstawię link do nowego. To tyle pa c;

Nowy blog c;


Jakiego jesteś wierzenie? jestem pastafarianinem.

Muszę zerwać z tym nawykiem, nie chcę tak skończyć! :o

Palpitacja serca, tak jak jutro >3

Och, miła księżniczka c:

*U*

3:

Biedaki ;c 
Ahhhahahahahahah XD

AHhahahahhahahahahahahahahha XDD

Strasznie mi się to podoba *o*

Eminem i... No ten... Mój ulubiony chłopak z "Teorii wielkiego podrywu" XDD

:>

To prawda :<

Miahahahahahahqah XD

;3


Rozdział 17

 Wstałam ociężale z łóżka. 28 czerwca, zakończenie roku szkolnego, i... Mojego pobytu w Moons Valley. Od dwóch wszyscy chcą ze mną spędzić trochę czasu, Rozalia i Alexy wzięli mnie na prawdopodobnie ostatnie wspólne zakupy, Kastiel i Lysander na koncert, Iris, Viola, Kim, Melania, Kentin, Alexy i Rozalia poszli ze mną na plaże, Nataniel przeprosił za wszystko, nawet Charlotte wyciągnęła mnie na kawę i powiedziała, że mnie lubi. Wszyscy chcieli coś ze mną zrobić, oprócz Armina... W każdym razie, wstałam z łóżka i spojrzałam na zegarek. Jeszcze przed 7. Poszła do kuchni i zjadłam jajecznicę. Potem wzięłam prysznic, uczesałam włosy w warkocz i umyłam zęby. Zaparzyłam sobie kawę i poszłam się ubrać. Na ostatni dzień wybrałam czarną sukienkę koronkę ze złotymi, brokatowymi kwiatkami i czarne obcasy. Wypiłam kawę, i wtedy w moich drzwiach stanęła zapłakana Rozalia.
-Gwen! - zawodziła.
-Rozalio...
-Gwenny, nie mogę uwierzyć, że wyjeżdżasz! - szlochała. - To znaczy, wiedziałam, że to zrobisz, ale nie wiedziałam, że to tak szybko minie!
-Oh, Roza...
-Nawet nie próbuj mnie pocieszać, będą nosiła po tobie żałobę przez parę ładnych lat!
-Roza, przecież jeszcze nie umarłam! - strzeliłam facepalma.
-Ja wiem, ale to tak jakbyś to zrobiła!
-Rozalio, mi też jest przykro, jesteś moją najlepszą przyjaciółką... I zawsze będziesz! - przytuliłam ją. - Czekaj, czekaj... Która to godzina? - wyrwała się z uścisku i spojrzała na zegarek.
-Za 20 9.
-No to chodźmy...
 Zaraz byłyśmy pod szkołą, wszystkie dziewczyny oczywiście leciały do nas z prędkością światła żeby mnie uściskać, bo będzie im mnie brakowało... Chłopacy podchodzili do tego trochę luźniej, może oprócz Alexa, który się rozkleił, a Kentin (tak, oficjalnie są już parą!) go pocieszał. Armin natomiast sprawiał wrażenie, jakby w ogóle nie wiedział o tym, że wyjeżdżam. Żartował sobie i gadał ze mną po ludzku.
 Uroczystość skończyła się szybko i "bezboleśnie". Ja wróciłam do domu. Przebrałam się w jeansy, czarne buty na obcasie, białą bokserkę, granatowy sweter. Zabrałam walizki, poszłam do pani Raven załatwić sprawy związane z opuszczeniem mieszkania. I tak miałam je wykupione jeszcze na parę dni, więc... W każdym razie, pojechałam już na lotnisko, i to z Rozalią, która "nie miała serca zostawić mnie samej". Byłyśmy tam za 30 minut, za parę minut miała wybić 16. Roza przytuliła mnie mocno i odeszła zapłakana. Miałam już iść, kiedy ktoś złapał mnie za rękę. To był Armin.
-Gwen, ja... - przytulił mnie tak mocno, że mógłby zedrzeć ze mnie skórę, pewnie po raz ostatni. A potem mnie pocałował, tak jak za pierwszym razem...
-Będę tęsknić... - wyszeptałam.
-Zrobisz coś dla mnie? - spytał.
-Tak.
-Zapomnij o mnie. - pocałował mnie czule w czoło i odszedł.
 Byłam już na pokładzie samolotu, włączyłam MP3. Idealna piosenka.



* * *

 Minęło parę dobrych lat, skończyłam studia, miałam wtedy 23 lata. Szłam przez ulicę. Wtedy go zauważyłam. Wyższy, zmężniał, ale wciąż ten sam. Te same włosy, oczy, jedyną rzeczą którą się różnił był jego ubiór, i to, że nosił teraz okulary. Podeszłam do niego.
-Armin? - spytałam.
-Gwen?! - zdziwił się.
-Jak widać. - uśmiechnęłam się
-Co tu robisz? - uśmiechnął się ciepło.
-Mieszkam, a ty?
-Stoję sobie.
-Fascynujące, mów dalej. - zaśmiałam się.
-Gwen, ja... - nie dałam mu dokończyć, pocałowałam go.
-Musiałam ci oddać, za tę akcję z lotniska.
-Ach, Gwenny, nie posłuchałaś mnie... - westchnął. - Miałaś o mnie zapomnieć.
-Nie wiem, czy mogę... - powiedziałam.
-Nie chcę cię zranić...
-Nie zrobiłbyś tego specjalnie...
-Nie chcę nawet próbować.
-Ale Armin...
-Nie, Gwen, zapomnij o mnie. - rzucił kubkiem z kawą o ziemię i poszedł w przeciwną stronę. A ja? Poszłam do parku przemyśleć parę rzeczy. I wtedy do mnie podszedł. Pocałował w policzek.
-Kocham cię, przepraszam. - wyszeptał i przytulił.

 Muahahahah. krótki rozdział, epilogu nie będzie, a ja dam zaraz ogłoszenia parafialne, pa C=


sobota, 29 marca 2014

Rozdział 16

 W końcu nie pojechałam na konwent, a Arminowi się "lekko przeciągnęło" i wrócił dopiero za 3 dni. Byłam na niego wściekła, ale nie umiem się na niego za długo gniewać. Poza tym, zabrał mnie na lody... Tak właściwie, to sporo czasu nic ważnego się nie działo, jest czerwiec.
 No nie ważne. Ostatnio poszłam za radą cioci i zaczęłam myśleć o przyszłości, to znaczy o szkole. I doszłam do wniosku, że pewnie tylko jeszcze ja nie mogę sobie nic znaleźć... Bo tak, Kastiel i Lysander zostaną w zespole, Nataniel pójdzie na nauczyciela, Armin może na kucharza albo informatyka (ostatnio naprawia komputery w serwisie, więc...), Alexy i Rozalia na projektantów mody, Kentin, Kim i Iris idą na AWF, Violetta na ASP,a Melania pobiegnie za Natem. A ja? Byłam niezdecydowana, jak zwykle z resztą. Może psychologia? Tak. Poszłam poszukać w internecie szkoły. Znalazłam, ale... Na drugim końcu kraju praktycznie. "Wypełnij formularz zgłoszeniowy". Przypomniałam sobie o egzaminach, shit. W dodatku niedługo bal... A nikt mnie nie zaprosił... Dobra, egzaminy za tydzień, science time!
 
Włączyłam muzykę, żadnego rapu ani rocka, pomyślałam, a potem słuchałam Nirvany, ach, moja logika... No przecież to grunge! Wzięłam książkę i zaczęłam się uczyć. W domu byłam sama, jako iż ciocia zadecydowała, że dzieciaki już do mnie na razie nie wrócą. Dlaczego? Bo i tak pewnie niedługo miałam wyjechać... Wracając, uczyłam się właśnie polskiego, kiedy zadzwonił do mnie Armin.
-Cześć Gwen, idziesz ze mną do kina?
-Normalnie bym poszła, ale...
-Ale co?
-Za tydzień egzaminy...
-I... co w związku z tym?
-Uczę się nicponiu! - strzeliłam facepalma.
-Nagle taka pilna uczennica, hahahah! - śmiał się ze mnie.
-A ty? Nie powinieneś czasami zajrzeć do książki?
-Z czego niby?
-Mhm, no nie wiem, ze wszystkiego?
-Daj spokój, matma jest prosta, podobnie jak chemia, fizyka i biologia. Z angielskiego nic trudnego, historii będę się uczyć dzień przed, a że zdaję francuski, nie muszę się praktycznie uczyć!
-Nieźle to zaplanowałeś, ale mi chemia, fiza i biologia nie idą za dobrze, a o historii szkoda gadać!
-W takim razie udzielę ci korepetycji, ale jak pójdziesz ze mną do kina!
-Na co?
-Wiedziałem że zapytasz...
-Oj dawaj!
-Igrzyska Śmierci: W pierścieniu Ognia.
- ... - odebrało mi mowę.
-Gwen, jesteś tam?
-AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA! KOCHAM CIĘ, KOCHAM KOCHAM KOCHAM! BYŁO TAK OD RAZU MÓWIĆ! Na którą to? - piszczałam ze szczęścia.
-Hahahah, ja ciebie też, ale wiesz, nie wiem czy się wyrobisz na 18.
-Pewnie że tak! Chwila, to za godzinę... A ty mnie zagadujesz! Zginiesz marnie! - warknęłam.
-Uspokój się, bo cię nie wezmę! - zagroził mi.
-Dobra dobra, przyjdź po mnie za 40 minut.
-Aż tak szybko? - spytał podejrzliwie.
-Tak. Czekaj czekaj... To będzie... randka? - spytałam nieśmiało.
-Nazywaj to sobie jak chcesz, chodzi mi o wyjście do kina.
-Okey... - rozłączyłam się i wbiegłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, uczesałam się, przebrałam w białą bluzkę, spódnicę w kwiaty, czarne baletki i jeansową kurtkę. Byłam już gotowa, i to 5 minut przez czasem, i w tej chwili przyszedł Armin.
-O, widzę że gotowa. Idziemy?
-Jasne! Ale ty stawiasz, c'nie?
-Nie zapraszałbym cię chyba jakbyś miała za nas płacić.
- ... Dobra, zamknij się.
-U, jaka jestem zła... Buntowniczka, zaraz normalnie dzwonię na 997...
-Armin! - dałam mu mocnego kuksańca w żebra, ale nic nie poczuł.
-Dobra, chodź już. - burknęłam.
 Za 15 minut byliśmy w kinie, kupiliśmy sobie duży popcorn i colę. Potem już tylko film, strasznie mi się podobał, szczególnie Peeta (kom. od autorki - Gwen to ja jakby, ahhahahahahahah XD). Stroje, zachowania - kocham ten film, ale książka lepsza. Z resztą jak zwykle. Mimo to strasznie mi się podobało. Wróciłam do domu koło 20. Armin poszedł do siebie (kom od autorki - co, chcieliście jakąś dziwną scenę? zapomnieć! xD). Ja miałam zamiar wrócić do nauki, ale był akurat Sherlock, więc oglądałam... Dobra, co tu dużo mówić, w końcu się nie uczyłam.

 * Przeskakujemy w czasie do piątku, zakładając, że dzisiaj jest sobota, a w czwartek były egzaminy *

 Tego dnia zrobiłam sobie wolne. Mimo, iż stres związany z egzaminami, dalej byłam zdenerwowana. Czym? Dostaliśmy już wyniki, poszło mi dobrze, nawet z historii i biologii, reszta była dosyć łatwa. A ja zaraz potem wysłałam podanie na studia... Mieli mi dać dziś albo jutro odpowiedź, bo zrobiłam to dosyć wcześnie. Wreszcie przyszedł mail. Dostałam się. Czyli wyjeżdżam. I to już za 3 dni.

* Ogłoszenia parafialne... *

 Wiem, że rozdział króciutki, ale strasznie się nakręciłam na fantasty już, uwaga uwaga, będą nowe postacie i nowa główna bohaterka, mam już tytuł, yeah! >3 Poza tym, to jest przedostatni rozdział "Moons Valley". Bardzo prawdopodobne, że rozdział 17, czyli ostatni, ukaże się 1 kwietnia, kiedy wrócę do domu po spr. szóstoklasisty, bo wtedy będę miała dużo wolnego >3


czwartek, 27 marca 2014

Rozdział 15

 Wiedziałam, że kiedyś do tego dojdzie... Armin leżał bez koszuli w moim łóżku. Na moje (i jego) szczęście nie leżał na mnie ani nie trzymał mnie w niedźwiedzim uścisku jak w zwyczaju mają chłopcy. Po prostu, leżał, spał, i wyglądał uroczo. Wstałam i od razu poczułam nieprzyjemne uczucie w żołądku. Po chwili dołączyła do tego przeraźliwa suchość w gardle. Zeszłam szybko na dół i wypiłam dużo wody. Następnie zajrzałam do mojego pokoju. Dalej spał. Poszłam do łazienki, wzięłam ciepły prysznic i umyłam zęby. Ubrałam się znowu w piżamę i zeszłam na dół. Miałam zamiar przyrządzić naleśniki albo coś innego, jeszcze nie wiedziałam, ale zanim zdążyłam podejść do lodówki, Armin objął mnie w pasie.
-Nawet o tym nie myśl, ja się wszystkim zajmę. - mówił.
-Dzięki, ale sama sobie poradzę. - uśmiechnęłam się.
-Jasne, kto tu lepiej gotuje, ja czy ty? - zaśmiał się.
-Pewnie że ty!
-No właśnie. Lepiej idź odpocząć.
 Jako iż mój kochany Armin przyrządzał śniadanie, ja położyłam się na kanapie i oglądałam kreskówki. Kiedy mi się znudziły, poszła do kuchni i usiadłam na krześle. Obserwowałam go przy pracy. Wyglądał zupełnie inaczej niż zwykle. Z jego twarzy znikł dobrze znany mi uśmiech, a pojawiło się skupienie. Wreszcie krzyknął "Gotowe!". Obejrzał się za siebie i miałam wrażenie, że podskoczył ze zdziwienia, nie zauważył mnie.
-Co ty tu robisz? - spytał.
-Siedzę, straszę cię... - wyliczałam.
-Dobra dobra, lepiej jedz, ja muszę wracać do domu.
-Pewny jesteś? Nie możesz zostać? - jęknęłam.
-O ile mi wiadomo, nie jesteśmy parą, a mam już plany na dziś. - mówił zakładając kurtkę.
-Można wiedzieć jakie?
-Myślę że to cię raczej nie zainteresuje. - zaśmiał się. - Ale ja wracam dopiero jutro.
-To aż tak ważne?
-A to co, przesłuchanie?
-Być może...
-Dobra, zobaczymy się w środę, pa. - wyszedł i zostawił mnie samą.
 Zjadłam jego pyszne danie, chociaż nawet nie zwróciłam uwagi, co to jest. Poszłam na górę i ubrałam się w "kwieciste" leginsy, czarny top, granatową bluzę i czarne trampki. Myślałam, że dadzą mi przynajmniej w poniedziałek poleniuchować, ale grubo się myliłam. Koło 13 zadzwonił do mnie Alexy.
-Cześć Gwen, mam pewien problem. Możesz przyjść do kawiarni? Tylko szybko.
-Jasne, zaraz będę.
 Dobra, może trochę skłamałam z tym zaraz, ale musiałam jeszcze... W sumie tylko się uczesać, zmienić buty, założyć kurtkę i komin. Nie szłam za szybko, dlatego byłam tam po 20 minutach, a w kawiarni siedział już Alexy. Pił kawę, czyli jest źle. Praktycznie nigdy jej nie bierze. Podchodzę do jego stolika. Za nim nie dokończy napoju, żadno z nas nie odzywa się słowem.
-Gwen... - mówi błagalnym tonem, jest bardzo źle.
-Co się stało? - wygląda jakby się wahał, a potem wyrzuca z siebie jednym tchem.
-Moja mama koniecznie chce poznać moją dziewczynę, mogłabyś ją udawać? - patrzę na niego zdziwiona, próbuję wyczuć, czy mówi poważnie, czy tylko sobie żartuje, ale wtedy potwierdzają się moje najgorsze obawy. - Oni nie wiedzą że jestem homo.
-T-tak, oczywiście że to zrobię. Ale tylko ten jeden raz, musisz im w końcu powiedzieć. - od razu się rozpogadza.
-Dziękuję, dziękuję, dziękuję! - krzyczy tuląc mnie.
-Hej, uspokój się! - śmieję się. - Puść mnie!
-Przepraszam, ale po prostu tak się cieszę!
-Kiedy to w ogóle?
-Dzisiaj o 16...
-I teraz mi to mówisz? - wzdycham z rezygnacją.
-Sorry...
-Dobra już, mogę przyjść tak sobie o? - spytałam i spojrzałam na ubranie.
-Tak, nie ma problemu.
-Jak to w ogóle będzie wyglądać?
-Nasz ojciec pojechał odwieźć Armina, więc będziemy we trójkę, ja, ty i moja mama, przy obiedzie, a potem... Potem zostawi nas w spokoju! - uśmiechnął się.
-Dobrze wiedzieć. Dobra, to widzimy się o 16, pa. - powiedziałam wychodząc.
 W sumie to potem przez następne 2 godziny nic nie robiłam, trochę poczytałam, poleżałam, oglądałam kreskówki. Potem tylko przeczesałam włosy, ubrałam się i zadzwoniłam po Alexa. W końcu nigdy mnie nie zaprosił do swojego domu (och, ależ on uprzejmy!). Przyszedł po 10 minutach, to znaczy, że biegł, albo że mieszka niedaleko.
-Zdenerwowany?
-Nie... Tak... Trochę...
-Dobra, dobra, chodźmy, bo się spóźnimy.
 Na szczęście dom bliźniaków był niedaleko mojego. W drzwiach przywitała nas mulatka o niebiesko-zielono-liliowych oczach i czarnych włosach, ubrana w jasną tunikę i szare spodnie.
-Och, cześć dzieciaki! Ty pewnie jesteś Gwen, tak? - uśmiechnęła się.
-Dzień dobry, zgadza się, jestem Gwen, a pani to pewnie mama Alexa i Armina? Dużo mi o pani mówili. - uśmiechnęłam się serdecznie.
-Hahahah, mam nadzieję że same dobre rzeczy. - spojrzała na syna srogo, oj, pożałujesz! śmiałam się w duchu.
-Pewnie, mamo! - uśmiechnął się i potakiwał.
-Gwen, mogę mu wierzyć? - zaśmiała się.
-Nie byłabym taka pewna, czy mówi prawdę. - uśmiechnęłam się uroczo.
-Och, to się niedługo okaże!
 Zjedliśmy w końcu obiad, już wiem po kim Armin ma talent kulinarny. Pogadaliśmy trochę, a Alexy czuł się trochę nieswojo. Jego mama zaczęła pytać nas o nasz związek. Wreszcie Alexy krzyknął:
-Wystarczy tego, mamo! - wstał. - Musimy porozmawiać, w cztery oczy. - zabrał Lili, bo tak miała na imię jego mama, do swojego pokoju. Nie miałam zamiaru podsłuchiwać, więc poszłam do pokoju Armina. Może inaczej go sobie wyobrażałam, ale było całkiem przytulnie. Duże łóżku, duży telewizor, biurko, laptop, i oczywiście półka z masą gier. Wszystko ładnie i porządnie. Wreszcie wyszedł Alexy z mamą. Była trochę zdziwiona, a Alexy przygnębiony, ale zaraz odzyskali swój dobry humor. Ja tymczasem oglądałam pokój Alexa... Szkoda gadać, bałaganiarz, nie wiem jak Lili tam wytrzymała... Alexy mnie stamtąd wyciągnął na spacer. Trochę gadaliśmy, głównie o tym, że jego mama już wie.
-A... Gdzie jest Armin? - spytałam zaciekawiona.
-Pojechał na jakiś konwent science fiction itd. Wiesz przecież, że lubi takie akcje!
-I... I mnie nie zabrał?! - wściekłam się.
-A co, chciałabyś jechać? - zdziwił się.
-Pewnie, że tak! Od tygodni przygotowywałam strój Steamdress Alicji z Alice: Madness Return! A teraz nikt jej nie zobaczy...
-Mogłaś mu powiedzieć, nie wiedział że lubisz takie rzeczy. Ja zresztą też nie.
-Nikt mnie nie zna aż tak dobrze jak myśli...
-Zawsze możesz poprosić Kastiela, żeby cię tam zawiózł!
- ... Muszę się z tym przespać.

środa, 26 marca 2014

Zdjęcia XDD

Hej :3 Po paru godzinach ogarniania aparatu i dodawania zdjęć mogę je wstawić XDD Ale to tylko niektóre, i to takie wiecie XD
Wynik nudy na rosyjskim, wychowawczej i WDŻ-cie.

Uroczy ten mój kotek, prawda? XDD

A tu moja mała Zosia C:

"Zadaję ci ból bo cię kocham. - Marcelina"

Nie rozumiem, jak piosenki z kreskówki są takie życiowe? ;-;

poniedziałek, 24 marca 2014

Dziwny poniedziałek :3

Hej ;3 Jest dziś poniedziałek, to znaczy że pierwszy dzień szkoły od trzech dni, wiem, to nie ma sensu, ale cóż xD Nikt mnie nie zrozumie xD I spróbuję opisać mój dzisiejszy dzień.

 Wstaję zawsze o wpół do 8, bo codziennie na 8 szkoła ;x No i tak, byłam w szkole 45 po, czyli nieźle się wyrobiłam z bratem ^-^ Najpierw okazało się, że prawie wszystkim dziewczynom coś jest xD Mi było niedobrze i chyba miałam migrenę, Paulinę bolał brzuch i głowa, i ją mama zwolniła, Julkę bolał brzuch i gardło, Ankę bolał brzuch, Kinga jest przeziębiona i wyglądała jak naćpana, bo oczy jej łzawiły :D XD Pierwsza była technika, i myślałam że nie wytrzymam jak słuchałam głupot które gadał nasz "ukochany" wychowawca .___. Potem była religia, ale pani nie było i mieliśmy zastępstwo z panią od przyrody ^v^ Zrobiła nam wolną lekcję, a ja spędziłam ją na "uczeniu się" do klasówki *z przyrody* która miała być na 6 lekcji, a potem spisywałam numery do każdego, i okazało się że mój kolega, który ma ksywkę Murzyn ma 2 numery i nie wie który jest jego XD A jeden mój kolega ma tak prosty numer, że znam go na pamięć XD Potem był wf, nie ćwiczyłam, a że Kinga poszła pogadać z jakimś facetem, bo mamy coś co się nazywa ewaluacja, więc spędziłam wf na siedzeniu z Aniami XD Potem polski, musieliśmy przejść do innej klasy, a że Pauliny nie było, miałam siedzieć sama, ale w naszej klasie jest 27 osób, a w tamtej klasie było za mało ławek, więc siedziałam z Dominikiem (o.o). Potem matematyka (*u*), czyli złączone stoliki, proste zadania i praca w grupach. Dostaliśmy potem jakąś kartkę, a ja nie mam pojęcia kto ją wziął, mam nadzieję że nie Kinga, bo ona jutro na pewno nie przyjdzie ;/ I na koniec przyroda i test. Nie wiedziałam jednej rzeczy, ale chyba dobrze mi poszło i mam szansę na 6, muahahahahhahaha XD Jestem taka mądra, że udało mi się ściągnąć z książki :33

To w sumie tyle :3 Pa ;3

P.S. W Rozdziale 14 dodałam zdjęcia sukienek dziewczyn >.>

Żeby nie świeciło pustką:

Wilczek *U*

Koteł hipster :3

niedziela, 23 marca 2014

Rozdział 14

 Było 40 po 20, niosłam z Rozalią 2 skrzynki żarcia na imprezę u Kastiela. W sumie to wolałam nie wyobrażać sobie, co tam będzie się działo. Drzwi otworzył nam Lysander w podkoszulce.
-Wchodźcie. - uśmiechnął się.
-Sam jesteś? - spytałam.
-Tak, Kastiel poszedł po napoje, Armin po kolumny, Alexy ogarnia u siebie muzykę, a Kentin... W sumie nie wiem co robi. - wyliczał. -To wszystko? - spytał lekko zmieszany, kiedy odstawiłyśmy skrzynki w kuchni.
-Więcej mamy w samochodzie.
-Kto was podwiózł?
-Kentin!
-I co, zamiast wam pomóc siedzi sobie teraz w samochodzie? Ale z niego leń... - zaśmiał się Lys.
-Proszę cię, Ken opycha się ciastkami i gada z Alexem, nie ma czasu na takie przyziemne sprawy jak impreza! - dodała Roza.
-Dobra, chodź, bo rudzielec jak wróci do zawału dostanie, że tylko tyle mamy. - zaśmiałam się.
 Po 15 minutach pozostałe żarcie był już w samochodzie tego idioty.
-Dobra, to my idziemy się wyszykować. - krzyknęła Rozalia wychodząc.
-Już? impreza dopiero o 9! - zdziwił się Lysander.
-Oj, nie znasz się na kobietach. Do wieczora! - w drzwiach wpadłam na rudą małpę.
-Uważaj jak chodzisz ciemna maso! - warknął. - Prawie wszystko zbiłem przez ciebie.
-Ty byś zbił, ja nie, byłaby twoja wina. - burknęłam, a kiedy odstawił skrzynkę żeby mi coś powiedzieć, popchnęłam go, żeby go unieszkodliwić.
-Dzieci, spokój! - krzyknęła Roza.
-To była tylko samoobrona! - krzyknęłam i skrzyżowałam ręce nie piersi. - Poza tym on zaczął!
-Przypominam, że to ty na mnie wpadłaś!
-Oj, zamknij się, wziąłeś mnie z zaskoczenia! - rzuciłam mu takie spojrzenie, że powinien leżeć już w grobie, ale on uśmiechnął się szatańsko.
-Powiadasz, że cię wziąłem? - uśmiechał się dalej.
-Widzę, że masz ciekawe myśli, ale odpowiem ci grzeczni: Chyba w snach! - odwzajemniłam uśmiech, po czym dodałam. -Mam ci przypomnieć o nagraniu?
-Nie musisz. - burknął nieprzyjemnie, podniósł się (inteligent), wziął skrzynkę i wszedł do domu.
-Oj, Lysio mu nie odpuści, że się na ciebie wydarł! - zaśmiała się Rozalia.
-A co ma Lysander do tego? - przyjrzałam jej się uważniej, jest jakaś podejrzana...
-Oj nic, nic! - śmiała się. - Nie lubi gdy jego przyjaciele się kłócą. - uśmiechnęła się tajemniczo,wiedziałam, że nie o to jej chodziło.
-Domyślam się. - powiedziałam cicho.
 W moim domu Rozalia przygotowała sobie tzw. "niezbędne rzeczy", a to oznaczało zaledwie małą część kolekcji jej kosmetyków i przynajmniej kilka sukienek, bo "nie wie w której wygląda najlepiej". Ja nie miałam z tym aż takiego problemu, kiedy Roza przymierzała sukienki, ja wzięłam prysznic, umyłam włosy, potem je wysuszyłam i ubrałam się we wcześniej przygotowaną sukienkę. Górę miała beżową w czarne kropki, dół był granatowy, do tego brązowy pasek i ciemno-niebieska torebka. Założyłam koturny pod kolor i naszyjnik od Armina (patrz Rozdział 13).
 Pomalowałam się i zeszłam na dół, a Alexy który wziął się nie wiadomo skąd bił mi brawo wraz z Rozalią. Uśmiechnęłam się lekko i spojrzałam na naszyjnik. Za 15 9. Rozalia była prawie gotowa, w końcu się zdecydowała na czarną na górze sukienkę i beżową na dole z czarno-beżowym paskiem związanym w kokardę. Przez kolejne 5 minut tylko na nią patrzyłam i czekałam, aż wreszcie krzyknęła "Gotowa!" i zaczęłam jej bić brawo, bo całkiem nieźle się wyrobiła.
 Alexy z Kentinem siedzieli na przodzie i nie zwracali na nas uwagi, dopóki nie dałam Rozalii szminki a ja sama nie wyjęłam tuszu do rzęs, którymi namalowałyśmy chłopakom przepiękne wąsy. Jak się okazało, Alexy całkiem nieźle w nich wyglądał, dlatego kazał mówić do siebie przez resztę wieczoru Pan Wąsaty.
 Kiedy byliśmy na miejscu, muzyka już grała, a staliśmy dość daleko od domu rudej małpy, więc Armin ogarnął naprawdę dobre kolumny.
 Na początku wszyscy tańczyliśmy, najpierw w parach. Ja oczywiście z Arminem, Kastiel z Kim, Lysander z Violettą, Nataniel z Melanią, Alexy z Kentinem, Leo z Rozalią i kilka par razem ze sobą. Przyjrzałam się uważniej niebieskowłosemu. Kentin jest od niego wyższy, ale położył mu głowę na ramieniu przy wolnym tańcu. Och, jak uroczo! (x3)
 Następnym tańcem był Gangnam Style, to znaczy każda dziewczyna ujeżdżała swojego partnera, w przypadku Alexa i Kentina... Ojej, uciekli, nicponie! I tak ich znajdę!
 Potem tańczyliśmy sami, potem jeszcze Makarenę (ułi ułi! xD) i Harlem Shake (SWAG! XD). Ogólnie rzecz biorąc, był spory nie ogar. Ale uwaga, uwaga! Do gry wkroczyły tzw. napoje, czyli piwo itd... Dzięki nim zaczęliśmy się rozkręcać. Podgłośniliśmy muzykę, aż tu nagle Kim ryczy:
-Ej, Kastiel zabija Nataniela w kuchni!
 I rzeczywiście, w kuchni chłopcy zaczęli się bić, ale nie tak jak normalnie, w wykorzystaniu mebli i różnych takich. Obstawialiśmy kto wygra, postawiłam dychę na Kasa, który wygrał, a ja zgarnęłam 20 dollarów, yeah! Jak tak jestem w temacie, to dodam, że ruda małpa niby wygrała, c'nie, ale kosztem 3 krzeseł, 1 szklanki i talerza, oraz, rzecz jasna dziury w ścianie, ale jakoś nikt się nie przejął! No, może oprócz rodziców Kastiela.
 Czekając na północ, kiedy 3/4 z nas była już tak pijana, że bełkotała i nie rozróżniała poszczególnych cyfr, tańczyliśmy sobie, aż wreszcie wybiła 12!
 Wybiegliśmy na dwór, żeby pooglądać i popuszczać fajerwerki. Chciałam dołączyć do reszty, kiedy złapał mnie Armin.
-Nie słyszeliście nigdy o tradycji pocałunku o północy? - wydarł się, a wszyscy całowali przypadkowe osoby. To znaczy, oprócz Armina, który całował mnie aż nie było dokładnie 1 po 12, a potem uśmiechnął się i poszedł do chłopaków. Staliśmy na dworze jakieś pół godziny, aż nam się znudziło.
 W domu Nataniel był już tak pijany, że zasnął na kanapie. Nie mogłam nie wykorzystać takiej okazji, więc wyjęłam z torebki (niekoniecznie mojej) szminkę i porysowałam sobie na Natanielu. To znaczy, przerobiłam go na klauna, na brzuchu ma teraz kwiecistą łąkę, na plecach Myszkę Miki, kotwicę na nodze i... napis "Kocham Kastiela" na czole. Byłam tak dumna z mojego czynu, że aż zgłodniałam.
 Podeszłam do lodówki, otworzyłam ją, a tam, zamiast ujrzeć półki pełne jedzenia, zobaczyłam Lysandra w samej bieliźnie. Najpierw cyknęłam mu parę sweet foteczek, a potem pomogłam wyjść. Śmiałam się tak bardzo, że nie zauważyłam, iż Lys ma  na sobie... Różowy stanik! Śmiałam się jeszcze bardziej, jednocześnie robiąc mu zdjęcia. Chciał już odejść, ale krzyknęłam:
-Czekaj, nie idź. - podszedł do mnie. - Ale najpierw zdejmij ten stanik! - zakryłam sobie oczy, ale tak, że wszystko widziałam... I nagrywałam.
-Dobra, a teraz krótkie pytanko. Może dwa. Gdzie jedzenie? I gdzie półki? - strzeliłam facepalma.
-Jedzenie? Nie wiem, zapytaj gospodarza domu, a półki za oknem. - nachylił się nade mną i szepnął. - Ale jak coś, nie wiesz kto wybił okno, okey?
-Jasne. Czekaj... Ty jesteś bez koszulki! Mogę zobaczyć twój tatuaż! - miałam pewnie takie oczy - *o*
-No, jak chcesz to zobacz. - uśmiechnął się tajemniczo.
 Jako, iż nie należę do najwyższych dziewczyn, a Lysander jest chyba najwyższą osobą jaką znam, bo ma prawie 2 metry, musiałam wejść na stół i dokładnie obejrzeć jego plecy. Na początku nie rozumiałam, co to jest, ale potem ogarnęłam, że to różnego rodzaju skrzydła - anielskie, ważki, motyla, oraz pawie pióra. Był takie śliczny, że zrobiłam mu dużo zdjęć, przez co mam zawaloną pamięć komórki (dzięki Lysander).
 Poszłam szukać Kasa, który prawdopodobnie wiedział, gdzie jedzenie, ale on był zbyt zajęty grą w prawda czy wyzwanie...
-A więc, Melanio... - uśmiechnął się szatańsko. - Prawda czy wyzwanie?
-Wyzwanie! - odezwała się po chwili namysłu.
-Niech pomyślę. - i tak wiedziałam, że już coś wymyślił, więc strzeliłam facepalma. - Musisz zatańczyć rozbieranego! - wykrzyknął po chwili.
Nie wyobrażałam sobie Mel w takiej roli, nie którzy nazywali ją nawet Misiaczkiem, ale ona wykonała wyzwanie.
-Teraz ja, tak? - spytała. - No więc, Alexy... - uśmiechnęła się promiennie, a ja odciągnęłam Kastiela.
-Wiesz gdzie jest żarcie? - spytałam.
-Chyba na górze. - odpowiedział.
-Dzięki. - a potem go popchnęłam i upadł.
 Wchodząc po schodach prawie nie dostałam zawału, kiedy Kim zjeżdżała na BMX-ie po poręczy. Byłam na górze, niektóre pokoje były zajęte przez obściskujące się pary, więc sprawdzałam puste. Po chwili był tylko jeden wolny od obściskujących się par, dlatego też przeszukałam go dokładnie i znalazłam... Marchewki? Cała skrzynka Marchewek?! Pewnie dla Lysa... Szukałam dalej i znalazła skrzynkę pełną chipsów, więc zabrałam parę paczek. Chciałam już wychodzić, kiedy usłyszałam zbliżające się kroki. Przez alkohol nie myślałam już logicznie i schowałam się pod łóżkiem. Jakaś słodziutka para weszła do pokoju i legła na łóżku.
-Damn... - szepnęłam do siebie. Chciałam wstać i uderzyłam głową w łóżko, ale tamci byli zbyt zajęci sobą i nic nie usłyszeli. Strzeliłam facepalma. Parka spadła z łóżka, a ja skorzystałam z okazji i przeczołgałam się do drzwi. Byłam na korytarzu, z 4 paczkami chipsów, zadowolona z siebie, aż tu nagle, ni stąd, ni zowąd wpadam na Armina.
-A gdzie się z tym wybierasz? - zabrał mi 2 paczki.
-Ej, oddawaj! Nawet nie wiesz przez co przeszłam kiedy próbowałam to zdobyć!
-To mi opowiedz. - uśmiechnął się.
 Siedzieliśmy pod ścianą i gadaliśmy opychając się chipsami, a kiedy się skończyły...
-Idziemy do mnie? - uśmiechnęłam się tajemniczo.
-A mogę? - zaśmiał się i wyszliśmy.
 Całą drogę żartowaliśmy, a kiedy byliśmy w parku, przestaliśmy rozmawiać, a zaczęliśmy się całować... I tak aż do domu. Z trudem otworzyłam drzwi.
 Urwał mi się film. Wiem tylko tyle, że wylądowałam z Arminem w łóżku. Chwila, co?!


Jako bonus:

Sukienka Gwen

Sukienka Rozalii

Prolog.

Hej, daję wam tu taki mały wstęp co do Fantasty (które dalej nie ma tytułu, okey >.>). Króciutki i wystarczająco dużo tłumaczy :3

 Na początku szłam wolno przez ruiny mojego dawnego miasta, ale potem... Zauważyłam kogoś albo coś... Narzucam kaptur na głowę, wiążę płaszcz, biorę plecak i biegnę przed siebie, prosto do lasu, którego jeszcze nie zniszczono. Co tu się właściwie dzieje? Koniec świata? Oczywiście, że nie. Jestem w równoległym wymiarze, gdzie nie ma dorosłych. To znaczy, jak na razie, nie widziałam tu w ogóle żadnych ludzi.
 Jak tu trafiłam? Sama nie wiem, kładę się, mam dziwny sen o drzwiach, budzę się kiedy otwieram jedne z nich i ląduję tutaj.
 Nie wiedziałam nawet, że potrafię tak szybko biegać!
 Mogę odetchnąć, jestem bezpieczna. To znaczy, tak mi się przynajmniej zdaję. Kładę się pod drzewem, zamykam oczy, odpoczywam, ale niedługo. Szybko wdrapuję się na drzewo, na jedną z wyższych gałęzi. Zdejmuję kaptur z głowy, wyjmuję pas z plecaka i przypinam się do drzewa. Jedną z zalet mojego płaszcza jest to, że to właściwie coś w rodzaju peleryny z kapturem, na tyle dużej, że mogę się na niej wygodnie rozłożyć. I znowu to robię, rozglądam się na wszystkie strony, patrzę w przestrzeń, potem się kładę i obserwuję liście. Zamykam oczy, jestem zmęczona ucieczką, chcę spać.
 Ale ktoś mi nie daję. Słyszę cichy szelest. Otwieram oczy.

To w sumie tyle, pisałam to króciutką chwilkę, bo znacie mnie i chyba wiecie, że rozdziały będą o wiele wiele dłuższe xD

sobota, 22 marca 2014

Absolutnie cudowny odcinek 21! XD

 Na francuskiej wersji SF wyszedł odcinek 21, który jest zajedwabisty! ^-^ Su wreszcie nie jest taka głupia, są tam takie teksty, że padam na twarz i nie wstaję, a ilu są genialne! XD Ja chcę odcinek 21! XD

Macie tu rozpiskę *podejrzliwa mina*

http://pl.slodkiflirt.wikia.com/wiki/Blog_u%C5%BCytkownika:LadyArisu/21_odcinek_-_rozpiska

A teraz powiem tak. W odcinku można było zobaczyć rodziców kolegów i koleżanek Su. Ja wzięłam sobie tylko kolegów ^^

Mama bliźniaków jest cudowna jak odcinek XD

Mama Cassiego również XD

Widać do kogo podobny jest Kentin...

BEKA Z RODZICÓW LYSA! XD

Mama Nata równie odpychająca jak ojciec C:

Ojciec bliźniaków ^^

Ojciec Kasa *O*

ALEŹ OCZYWIŚCIE ŻE MÓJ SYNEK JEST PODOBNY DO MNIE! >3

PODWÓJNA BEKA XD

A tutaj... Dracula? Psychopata? Seryjny morderca? Nie, to tylko ojczulek Nata C=


 Ilu z odcinka 21 dam w obrazach, pa C;

piątek, 21 marca 2014

Rozdział 13

 22 grudnia, Wigilia klasowa. Parę tygodni temu byłam na zakupach świątecznych. Wolę robić takie rzeczy jak najwcześniej, ale lenistwo czasem mi w tym przeszkadza. W każdym razie, kupiłam Rozalii liliową sukienkę z czarną koronką i kopertówkę do kompletu, Arminowi jakąś grę, już zapomniałam, Alexemu nowe słuchawki, dzieciakom zabawki a cioci książkę.
 W ogóle nie mieliśmy lekcji, najpierw tylko chłopcy rozstawili stoły, my rozłożyłyśmy jedzenie i daliśmy sobie prezenty. Potem był taki niby obiad, składający się z chipsów, coca-coli i różnych słodyczy. Ogólnie, gadałam z bliźniakami i Rozalią o tym, że wyjeżdżam do cioci na święta, ale wracam na resztę ferii świątecznych, że trzeba coś ogarnąć na Sylwestra i tak dalej...
 Ogólnie, dzień w szkole był dość fajny, chociaż nie należał do najciekawszych. Dostałam od Alexa, tak jak się spodziewałam, śliczną, granatową sukienkę, od Rozalii jeansy z łatami w kształcie serduszek na kolanach i bransoletkę, od Armina perfumy i naszyjnik-klucz i od Lysandra czekoladki.
 Kiedy wychodziłam w towarzystwie bliźniaków ze szkoły, padał śnieg, wszystko było już pokryte tym białym, lśniącym puchem. Ścieżki w parku było od niedawna skute lodem. Niebo było już różowe. Byłam ubrana w nową, czarną, puchową kurtkę, czarne kozaki, beżowo-brązowy komin i czapkę pilotkę. Nagle ktoś złapał mnie za ramię i zaciągnął z powrotem do szkoły.
-Jutro mamy próbę, załatwiłem ci perkusję. - uśmiechnął się Kastiel.
-W takim razie jeden z was będzie musiał mnie przyprowadzić, bo sama się będę szła w tą śnieżycę. - odwzajemniłam uśmiech.
-Jasne, jeszcze się zgubisz, jesteś przecież taka mała. - prychnął.
-Mam ci przypomnieć o nagraniu który do tej pory krąży po internecie? - uśmiechnęłam się szatańsko. -Poza tym, mówiłam ci już, że ja jestem niska!
-Dobra dobra, uspokój się. - szturchnął mnie lekko i poszedł w stronę klatki schodowej.
 Na dworze chłopakom poczerwieniały już nosy, co było dość dziwne, po stali tam pewnie jakieś 5 minut.
-Ile można rozmawiać? - burknął Armin i ukrył twarz w kominie.
-To było krótko! - oburzyłam się.
-Od kiedy 15 minut to krótka rozmowa? - prychnął.
-15 minut? Ja... Przykro mi. - westchnęłam.
-A ja tu biedny marznę! - powiedzieli jednocześnie Alexy i Armin, po czym się zaśmiali.
-Obiecuję, następnym razem będę się streszczać! - również się śmiałam, dopóki ruda małpa człekokształtna zwana Kastielem nie wybiegła i nie wepchnęła mnie w zaspę, po czym uśmiechnęła się szatańsko i została również wepchnięta (na szczęście w inną) przez Armina. Alexy pomógł mi wstać. Otrzepałam się ze śniegu i pokazałam język Kastielowi. Kiedy odebrałam już Petera, postanowiłam iść przez park, co okazało się sporym wyzwaniem przez lód. Ja i Alexy ciągle byśmy się przewracali, gdyby nie fakt, że Armin nas łapał. To w sumie zabawne, że on jako jedyny potrafi utrzymać równowagę na lodzie. Może to dlatego, że zwykle i tak jest opanowany? W porównaniu z Alexem to najspokojniejsza osoba na świecie. Chłopcy zostawili nas przed domem. Armin od razu wciągnął słuchawki, najwyraźniej miał dość słuchania brata jak na jeden dzień. Szybko się przebrałam i uczesałam. Miałam różowy nos. Niedługo potem wyszliśmy, byliśmy w Vanilli. Jak zwykle było tam ciepło i przytulnie. To w sumie dzięki pracy jeszcze znoszę Nataniela, który daremnie próbuje się ze mną zaprzyjaźnić. Skończyła pracę trochę wcześniej, bo miałam pojechać jeszcze do cioci. Dzieciaki miały wyjechać do niej na całe ferie świąteczne.
 Spakowałam sobie parę bluz, koszulek, swetrów, spodni i nową sukienkę od Alexa. Potem pomogłam spakować się Peterowi, bo Jane sama sobie poradziła. Wyjechaliśmy 30 po 6, a byliśmy na miejscu koło 8. Ciocia ucieszyła się na nasz widok. Podczas, gdy dzieci bawiły się z Daisy, ja rozmawiałam z Titi przy herbacie.
-Wszystko tam u was dobrze?
-Pewnie, mówiłam ci, nie masz się o co martwić.
-A jak w szkole, co?
-U dzieciaków same 5.
-A u ciebie?
-Hm... Nawet nie wiem, nie interesowało mnie to za bardzo.
-A powinno, za rok idziesz na studia, Gwen. - zrobiła skwaszoną minę.
-Nawet nie wiem jaki chcę kierunek. - westchnęłam.
-No ja tym bardziej.
 Po 27 grudnia wróciłam sama do Moons Valley. Po rozpakowaniu się, wykąpaniu i zrobieniu sobie obiadu odwiedzili mnie chłopcy. Wszyscy. Bliźniacy, Kastiel, Lysander, Kentin, nawet Nataniel! Na szczęście przyszła też Rozalia (bez Leo, och!),  Kim, Melania i Violetta.
-Czego tu? - wykrztusiłam.
-Idziesz z nami na łyżwy. - powiedział Kastiel.
-To było stwierdzenie czy pytanie? - przewróciłam oczami.
-Pytanie. - uśmiechnął się Kentin.
-Mogliście zadzwonić, teraz będziecie czekać na dworze, nicponie! - i poszłam się ubrać. Po 15 minutach do nich wyszłam, od razu dostałam śnieżką.
-Kto to rzucił!?! - wściekłam się. - Przyznać się bo wszyscy oberwą.
 Wtedy chłopcy wypchnęli Kastiela. Spojrzał na nich groźnie.
-Siadaj pokrako. - warknęłam, a on grzecznie to zrobił. - Wolisz sam wyznaczyć sobie karę, czy ja mam to zrobić? - ja uśmiechnęłam się szatańsko, ale on nie odpowiadał, tylko spuścił głowę.
-W takim razie ja to zrobię. Hm... Od teraz do połowy stycznia odśnieżasz mi przed i za domem. - spojrzał na mnie z niedowierzaniem.
-Mogło być gorzej. - szarpnęłam go mocno za kurtkę. -Jasne? - on tylko przytaknął.
 Szedł na końcu, wyglądał jak zbity pies.
-Pff... Tchórz. - powiedziałam.
 Na lodowisku było całkiem śmiesznie, tym bardziej, że widokiem dla mnie niecodziennym jest prawie 2-metrowy Lysander na lodzie z niską Violą u jego boku, Kentina i Alexa jadących ramię w ramię (całkiem ładnie razem wyglądają...), Nataniel z Mel, Kastiel z Kim i ja z Arminem. Rozalia zrezygnowała z przyjemności towarzyszenia nam na rzecz randki z Leo. Niektórzy (mam tu na myśli Violettę, Nataniela, Kim i Kena) nie potrafią jeździć, to znaczy Viola jeszcze jakoś sobie radzi, ale tamci? Szkoda gadać, znaczy pisać. Kiedy każdemu było już wystarczająco zimno, poszliśmy do kawiarni. Zamówiłam sobie gorącą czekoladę, reszta osób herbatę, oprócz Armina i Alexa, którzy zamówili sobie kawę. Potem poszliśmy do kina, więc nie mogłam narzekać na brak atrakcji.
 Koło 19 wszyscy poszli mnie odprowadzić, a potem wbili do mnie bez zaproszenia.
-Macie jakieś plany na Sylwestra? - spytała Kim.
-Nie bardzo... - jęknął Alex.
-Może jakaś dyskoteka? - zaproponował Kentin, a Nataniel strzelił facepalma, ale chyba tylko ja to widziałam, bo grzebał mi w lodówce. Chwila... Nataniel grzebał mi w lodówce!
-Hej! - krzyknęłam do niego. - Jeśli życie ci miłe, odejdź od lodówki.
-Bo? - prychnął.
-Młodzieńcze, jesteś w moim domu i na moich zasadach! - po chwili dodałam. - Poza tym nie masz takiego prawa.
-Jak chcesz.
-Kastiel, a ty, masz plany na Sylwka? - uśmiechnęłam się przyjaźnie.
-Można by urządzić u kogoś imprezę. - stwierdził.
-Może u ciebie, co? - spytała Melania.
-Okey, ale musicie mi pomóc. - burknął.
-A twoi rodzice?
-Są daleko.
-Okey. Kto zajmie się czym?
 Po chwili stworzyliśmy taki podział: dziewczyny dostarczą prowiant, a chłopcy resztę. Wygoniłam ich potem, żeby mieć spokój i zasnęłam na kanapie.


Mam nadzieję, że wam się podobało, bo się baardzo starałam :3 A teraz bonus! :3

Prezenty:

Spodnie dla Gwen od Rozy (podobne)

Sukienka dla Gwen od Alexa

Naszyjnik dla Gwen od Armina

Bransoletka dla Gwen od Rozalii

Sukienka i kopertówka dla Rozy od Gwen


wtorek, 18 marca 2014

Rozdział 12

 W moich drzwiach stał Kastiel, przybity i smutny.
-Mogę wejść? - spytał, a raczej jęknął.
-Opłata za przejście wynosi 3 dollary. - skrzyżowałam ręce na piersi i oparłam się o drzwi. - Dla ciebie promocja, 5 dollarów. - Kastiel kiedy ma zły humor jest jeszcze głupszy, naprawdę mi zapłacił!
-Możemy pogadać?
-Tak, ale wizyta u psychologa kosztuje u mnie... - przerwał mi, zasłonił mi usta dłonią.
-Przestań, nie jestem w nastroju na żarty.
-O co chodzi? - opadłam na fotel.
-O Debrę.
-Jak pierwszy raz ją zobaczyłam, myślałam, że to galerianka. - zaśmiałam się.
-Może i kiedyś nią była, z takim charakterem prawdopodobnie tak skończy. - uśmiechnął się blado.
-Możesz mówić dalej.
-Chyba wiesz, że nienawidzę Nataniela?
-Również za nim nie przepadam.
-Wiem, słyszałem o tej akcji z Melanią. - uśmiechnął się szatańsko.
-Podobno nie jesteś w nastroju na żarty.
-Dla ciebie mogę się poświęcić.
-To zabrzmiało jak komplement. Masz gorączkę?
-Żmija.
-Orangutan.
-Dobra, skończ bo się zmęczysz.
-Ty się już zdążyłeś spocisz. - uśmiechnęłam się szyderczo.
-Z tobą nie da się poważnie porozmawiać.
-Nie moja wina, że mam na ciebie taki zły wpływ. - uśmiechnęłam się promiennie. - Znaj moją łaskę, możesz mówić.
-Chodzi o to, że nie wiem dokładnie co zrobić z Debrą. Niby mnie "kocha", ale 2 razy mnie już zostawiła, raz dla kariery, potem dla faceta. Pokłóciła mnie z Natanielem i Sucrette, chociaż widziałem, że za mną szaleje. - uśmiechnął się dziwnie. - Zawsze miałem branie.
 Strzeliłam facepalma. Kastiel przychodzi do mnie ze szczerym wyznanie, a potem chce ze mną plotkować o swoim powodzeniu.
-Mam nadzieję, że tylko z damskiej strony. - mówiłam zirytowana. -Oczekujesz ode mnie dobrej rady? - spytałam i oparłam się łokciem.
-Oczekuję od ciebie pocieszenia.
-Źle trafiłeś, tak mi przykro. Może obejrzeć ze mną film, bo mi się nudzi.
-Horror proszę.
-Ojej, a mam taką wielką ochotę na komedię romantyczną. - westchnęłam i uśmiechnęłam się szatańsko, po czym zaśmiałam się diabelsko.
 Kastiel,jak zwykle grzeczny, zakrył mi usta dłonią i uniósł do góry, a następnie wyrzucił mnie z kurtką na zewnątrz i zamknął drzwi od środka.
-Kas, ty debilu, otwieraj, jestem w samej koszuli nocnej! - waliłam w drzwi.
 Ruda małpa pogasiła wszędzie światła. Wyczułam podstęp, więc wydałam z siebie stłumiony krzyk i krzyknęłam za Kastielem. Następnie uciekłam szybko na tyłu domu i weszłam do piwnicy. Słyszałam, jak ten nikczemnik otwiera drzwi i coś mówi. Następnie pozrzucałam parę rzeczy z półek, żeby się wystraszyć, bo musiał obejrzeć już część horroru.
-Kastiel... Kastiel... - szeptałam, a raczej jęczałam. Ukryłam się w ciemnym kącie i robiłam różne dziwne rzeczy, czekając na mojego kolegę. Wreszcie wszedł po schodach i rozglądał się uważnie, ale ja się skuliłam i mnie nie zauważył. Wcześniej wysmarowałam dżemem truskawkowym ścianę, z czego powstał napis "Zemszczę się...".
-Gwen, to nie jest śmieszne. - powiedział, widziałam że się boi, więc poturlałam słoik w jego stronę.
-Kastiel, dlaczego... To przez ciebie...
-Ale co do cholery? - złapał się za głowę i przygryzł wargę.
-Zaopiekuj się nimi...
-Nie, nie, nie...
 Wyskoczyłam zza drzwi i krzyczałam gardłowym głosem, wszystko nagrywałam, a Kastiel... Niestety, nie piszczał jak mała dziewczynka, raczej jak chłopiec przechodzący mutację. Zatrzymałam nagrywanie i wyszłam z piwnicy. Położyłam się na łóżku i śmiałam się z rudej małpy niemiłosiernie, brzuch bolał mnie od tego okropnie.
-Hahaha, bardzo śmieszne. Pff... - prychnął.
-Proszę cię, myślałam, że jesteś odważny, ale okazało się, że jesteś strasznym tchórzem!
-Nie masz dowodu. - uśmiechnął się szatańsko.
-Ale mam... - wyrwał mi komórkę z ręki i usunął filmik.
-Spokojnie, wstawiłam na facebooka. Wylogowałam się, tego już nie usuniesz. - uśmiechnęłam się szatańsko, a on wyglądał na zbitego z tropu i oddał mi komórkę.
-Czekaj chwilę. - weszłam szybko na górę i sprawdziłam laptopa. Wszyscy znajomi już lajknęli. Zeszłam do kuchni i sobie płatki z mlekiem.
-To dla mnie? Nie musiałaś!
-E-e, to dla mnie. Masz kuchnię do dyspozycji. - usiadłam i włączyłam horror, po czym spojrzałam na niego uważnie. - Nie będziesz się bał, młody?
-Pff... O ile ty nie uciekniesz z krzykiem. - wrócił zaraz z 10 kanapkami.
 Oglądaliśmy "Obecność", ale pod koniec mi się znudziło i zasnęłam.

* * *
 Obudziłam się na Kastielu. Dosłownie, okropne przeżycie... Odskoczyłam od niego jak oparzona. Zrobiłam temu rudzielcowi małą sesję zdjęciową Kastielowi, po czym poszłam do łazienki. Napełniłam wiaderko wodą, po czym wylałam ją na Kastiela.
-Ty mała...
-Mały to jest twój mózg, a ja jestem niska. - rzuciłam w niego wiadrem. - Dzisiaj sobota, ale jeśli nie znikniesz stąd w trybie nał, obiecuję ci wolną, bolesną i krwawą śmierć.
-Przez ciebie jestem cały mokry! - wrzasnął.
-Wiesz, od czasu do czasu tobie też przydałby się prysznic. - odwróciłam się do niego plecami.
-Już znikam, o pani. - ukłonił mi się i wyszedł.
 W tej chwili zadzwoniła do mnie Rozalia.
-Hej Gwenny, nie masz może ochoty na małe zakupy?
-Może, potem do ciebie zadzwonię.
-Okey, pa.
-Cześć.
 Ległam na fotel i wpatrywałam się pół godziny w sufit. Wydawał mi się teraz najnormalniejszą i najciekawszą rzeczą pod słońcem. Zdrzemnęłam się.

niedziela, 16 marca 2014

Rozdział 11

 Był 6 grudnia, Mikołajki. Obudziłam się 30 po 8. Wzięłam szybki prysznic, umyłam zęby i uczesałam się. Założyłam biały sweter, granatowe rurki i czarne balerinki. Dzieci były w szkole 10 minut przed dzwonkiem, a że byłam jeszcze niewyspana, położyłam się na ławce na dziedzińcu. Kurtka posłużyła mi za poduszkę. Oczywiście nie obyło się bez spotkania z rudą małpą.
-Spadaj stąd Gwen, bo cię rzucę. - burknął.
-O ile mi wiadomo nie jesteśmy parą, Kas. - uśmiechnęłam się promiennie i rozłożyłam wygodnie.
-O ścianę cię rzucę. - uśmiechnął się szyderczo.
-Daj mi się wyspać demonie. - obróciłam się na bok.
-Demon to mój pies, zapomniałaś? - rzucił.
-To kto ty? W każdym razie, będę ci bardzo wdzięczna jeśli zamkniesz twarz. - położyłam się na plecach i uśmiechnęłam się.
-A jak mi się odwdzięczysz? - uśmiechnął się szatańsko.
-W naturze za 5 lat, okey? - warknęłam.
-Mi pasuje nawet teraz. - 'Dlaczego on się tak przy tym uśmiecha?', pomyślałam.
-Nie do mnie z takimi tekstami.
-A do kogo?
-Nie wiem, do twoich byłych?
-Debra to zamknięty temat. - uśmiechnął się jakby... smutno?
-Dla niej chyba nie. - odezwał się ni stąd, ni zowąd ninja-Lysander, po czym spojrzał wymownie w stronę bramy, w które stała jakaś dziewczyna.
-O mój Boże... - jęknął Kastiel, a po chwili uciekł do szkoły z prędkością światła.
-Kto to jest? - zaciekawiła mnie ta dziewczyna, szła w naszą stronę.
-To właśnie Debra, przyczyna wszelkich kłopotów w szkole, których nie spowodowała Amber. - Lys uśmiechnął się do mnie blado.
 Rzekoma Debra stała teraz nade mną i rzucała mi nieprzyjemne spojrzenie, pełne nienawiści. Najwyraźniej widziała, jak rozmawiałam z Kasem, aj, zazdrosna.
-Cześć Lys, a to kto? - uśmiechnęła się przyjaźnie, ale jej wzrok mówił sam za siebie.
Podniosłam się ociężale, po czym uśmiechnęłam się równie czarująco jak ona i posłałam jej podobne spojrzenie.
-Jestem Gwen, miło poznać. - w drugiej części zdania zręcznie ukryłam jad i niechęć pod warstwą radości i zmęczenia.
-Można powiedzieć, że to zaszczyt. - rzuciła oschle Debra, skrzyżowała ręce na piersi. Mogłam jej się teraz przyjrzeć. Była dość ładna, szatynka, na ramionach miała tatuaże, małe jaskółki, taki jak na rysunkach. Miała błękitne, duże oczy, widać było że użyła dużo szminki i eyelinera. W uszach małe tunele, w nosie kolczyk. Ubrana w niebiesko-białą bluzkę, prześwitującą na plecach, podarte, czarne spodnie, glany. Na rękach miała niebiesko-czarne rękawiczki. Stylówę miała niezłą, muszę przyznać!
-Lysiu, wiesz może gdzie poszedł Kastiel? Widziałam go tutaj, ale jakaś małolata mnie zatrzymała, a kiedy mogłam przejść dalej, on zniknął. - uśmiechała się idiotycznie, ale potem posmutniała.
-Nie mam pojęcia, dopiero przed chwilą przyszedłem. - rzucił ponuro.
-A ty? - dopytywała się Debra.
-Nic mi nie mówił, a ja nie pomyślałam, że taka informacja może mi się przydać. - burknęłam.
-Mhm... Trudno, poszukam go. Iris, poczekaj chwilę! - westchnęła i podbiegła do rudowłosej.
-Przypomina mi kogoś. - zamyślił się Lysander.
-Kogo?
-Chodziła z nami kiedyś do klasy Sucrette, ale musiała wyjechać. Z tego co pamiętam, Kentin był w niej kiedyś zakochany. Kiedy chciała się czegoś dowiedzieć albo coś zrobić, chodziła całe dnie w tą i z powrotem po szkole. Wyobrażasz sobie? Kiedyś weszła nawet do szatni żeby zobaczyć mój tatuaż. - zaśmiał się.
-Masz tatuaż? - zaciekawiłam się.
-Tak, na plecach. - uśmiechnął się ciepło.
-Szkoda, że na plaży byłeś w koszuli, chętnie bym go zobaczyła! - zaśmiałam się.
-Może kiedyś. - chyba się zarumieniłam, bo to było dla mnie mocno dwuznaczne.
-Ja chyba muszę już iść, ty zresztą też, zaraz mamy fizykę. - mruknęłam i poszłam do szkoły.
Wzięłam książki od fizyki i usiadłam pod klasą. Dosiadł się do mnie Armin.
-Co jest? Wyglądasz na przygnębioną. - stwierdził Armin, mistrz pocieszania.
-Do szkoły przyszła była Kasa, Debra.
-I co dalej?
-Uciekł przed nią.
-I pewnie chcesz się dowiedzieć, czemu?
-Jakbyś zgadł.
-Pomogę ci dowiedzieć się paru rzeczy o Emmie!
-Ona nazywa się Debra. - mruknęłam.
-Nie ważne. Na lekcji opracujemy plan działania!
-Co entuzjazm! - zaśmiałam się.
-Może nawet zbyt duży. - burknęła nieprzyjemnie Rozalia, co było jak dotąd niespotykane w jej przypadku. - Debra jest okropna. Kiedy zerwała z Kastielem, ten zniknął na kilka dni, a Lysio był wtedy strasznie przygnębiony.
-Złamała mu serce? - nie mogłam powstrzymać się od uśmiechu na samą myśl o tym.
-Mniej więcej.
 Lekcja minęła mi na wypytywaniu Rozalii o Debrę, a potem gadaniu z Arminem, którego musiałam obudzić, po spał na lekcji. Oczywiście zrobiłam mu zdjęcie, bo chłopcy wyglądają tak uroczo kiedy śpią... Rozalia się trochę z tego śmiała. Zauważyłam, że jeśli Armin kogoś nie zna lub jeśli ten ktoś jest dla niego mało ważny i nieinteresujący, ciągle myli jego imię. Tak jak w przypadku Debry. Ciągle nazywa ją Emmą, Sonią albo Hayley. No ale trudno. Przed ostatnią lekcją siedzieliśmy w klasie, gdzie sporządziłam notatkę na temat Debry:

Imię i Nazwisko: Debra Starr
Wiek: 19 lat
Zawód: Piosenkarka
Cechy charakteru: wredna, wścibska, hipokrytka, manipulantka
Powiązania z: Kastiel, Nataniel, Sucrette
Co zrobiła? Złamała Kastielowi serce hihihi, skłóciła go z Natanielem, sprawiła, że Sucrette została znienawidzona (potem jednak jej wybaczono)

-Ta cała Sonia jest jak dla mnie podejrzana. - stwierdził Armin po czym wyciągnął PSP.
-Mhm... Widzę, jak bardzo cię to interesuje. Pff... - zabrałam mu konsolę.
-Oddawaj! To moje PSP! - krzyknął.
-To kara! Za dużo grasz.
-Pff... Proszę cię, Gwen, myślisz, że gdybym chciał ci je zabrać, nie zrobiłbym tego od razu? - uśmiechnął się.
-Może. Ale tego nie zrobisz. Za bardzo mnie lubisz. - zaśmiałam się, a przez moją nieuwagę Armin zabrał konsolę i grał dalej.
-Sama widzisz. - powiedział i usiadł.
-A ty w ogóle znasz Debrę?
-Widziałem ją pierwszy raz kiedy Sucrette jeszcze chodziła z nami do klasy.
-Miała tu chłopaka?
-Można powiedzieć, że podobała się wielu chłopakom, ale żaden nie był nią na tyle zainteresowany, żeby z nią chodzić. Oprócz Kentina i Dake'a.
-Dake'a? Znasz go? - przypomniałam go sobie, na samą myśl o nim miałam odruch wymiotny.
-Sucrette i ja przyjaźniliśmy się, mówiła mi, że się z nim całowała, kiedy byli na plaży. Brała też z nim udział podczas biegu na orientację. Typowy podrywacz.
-Brzydzę się nim. - burknęłam.
-Nie dziwię ci się.
 Na godzinie wychowawczej, czyli ostatniej, losowaliśmy, kto komu daje prezent i za ile. Uznaliśmy, że do 100 dollarów starczy. Wylosowałam Rozalię, ona Violettę, Armin Melanię, a Alexy mnie. Spodziewałam się jakiejś sukienki albo czegoś podobnego.
 Dzień skończył by się dobrze, gdyby nie to, że o 22 w moich drzwiach stanął...

Przepraszam za trochę nudny rozdział, ale nie mam ostatnio weny ;c Czekam na opinię c;

Rysunki #3

Dam daradam, przedstawiam wam moje bazgroły x3

Jakiś elf :3

Twilight Sparkle jako dziewczyna ^^  = jestę Pegasister :3

To miała być dziewczyna-kot, trochę nie wyszło, ale :x

Alicja w Krainy Czarów x.x

To dałam na konkurs karnawałowy na SF ^^

A to Marcelina z PnP! z odc. "Chodź ze mną" (jak zresztą widać xD)

Zmiana pomysłu i jeszcze coś.

Czejść. Nie mam dziś weny na opowiadanie, bardziej na fantasty. Dlatego dam opis "Magicznego Lasu", który będę pisać po skończeniu mojej książki. Będzie ona inna niż była tu. Być może zmienię też tytuł, bo dzięki mojemu choremu umysłowi zmieniłam całkiem tę powieść XD Mam do was kilka pytań odnośnie opowiadania fantasty.

● Czy mam zostawić Gwen w spokoju (jako główną bohaterkę) czy dać nową?
● Czy zostawić postacie ze Słodkiego Flirtu, czy wymyślić nowe?

Może kiedyś dodam jeszcze kilka pytań, ale decyzja ostatecznie należy do was :3

Ostatnio wprowadziłam zmiany na blogu, być może zrobię też nową playlistę. Jak podoba wam się nagłówek i tło? :3 Bardziej chyba pasują niż stare :3

Dobra, to tyle, może dziś wpadnę na pomysł JAK napisać rozdział, bo mam pomysł na rozdział xD Teraz powstawiam rysunki, pa :3

P.S. Odp na pytania możecie dawać w komentarzach ^-^

środa, 12 marca 2014

Ojej *U*

No hej ^^ Miałam dziś konkurs i wygrałam... Aparat *o* Za 1 miejsce :3 Te nagrody są super XD Rok temu za 3 miejsce dostałam pendrawja (xD) i słuchawki ;3 Ale byłam cały długi, bo 7 godzinny dzień w szkole w spódnicy >.< Ale angielski, rosyjski i część wychowawczej mi zleciały *o* Jeszcze zjadłam sb moje ulubione danie i mama kupi nam McDonalda XD A jutro może pojadę do Wrszawy na zakupy XD

Dobra, łapcie, bo wpisik krótki a ja piszę rozdział, bo chcę żeby był dość systematycznie XD



Strasznie mi się podoba, jak sami mi to dodają XD

wtorek, 11 marca 2014

Rozdział 10

 Weekend spędziłam na oglądaniu filmów z Arminem, w sobotę Niesamowitego Spider-mana, a w niedzielę Avengersów. Wtedy był poniedziałek. Dzień przeze mnie znienawidzony. Założyłam granatową bluzę, czarne spodnie i niebieskie Vansy. Ogarnęłam się i wyszliśmy.
 Byłam w szkole dość wcześnie, więc zeszłam do piwnicy i czekałam na dzwonek. Na lekcji zauważyłam, że Viola jest jakaś taka smutna, za dużo nie mówiła, to normalne, ale mało się odzywała do Kentina, który jak zwykle był skory do rozmowy. Na przerwie zapytałam Violetty, o co chodzi. Byłyśmy w ogrodzie, gdzie nikt nie mógł nas podsłuchać ani w ogóle usłyszeć. Viola rozpłakała się, szlochała tak jakieś 5 minut, ale była przerwa obiadowa. Kiedy przestała szlochać, ponowiłam moje pytanie.
-B-bo ja... Ja się zakochałam, Gwen!
-Naprawdę? W kim? - spytałam.
-W... Kentinie... - zarumieniła się.
-I to jest powód do płaczu? - zaśmiałam się.
-Tak! Nie wiem jak mu to powiedzieć!
-Wiem, że jesteś nieśmiała, ale przyjaźnicie się, siedzicie w jednej ławce! - strzeliłam facepalma.
-Nie rób tak, bo zostanie ci jak Natanielowi. Swoją drogą, co mu się stało w nos? - poprawiła mnie.
-Hmm... Najlepiej zapytaj jego. - uśmiechnęłam się.
-Gwen, możesz powiedzieć mu to za mnie? Proooszę... - zawodziła mi do ucha.
-Nigdy tego nie robiłaś?
-Nie, ale byłam już zakochana.
-W kim?
-W Alexie... - posmutniała.
- No dobra, pójdę do Kentina. - trudno mi było opanować śmiech gdy to mówiłam...                                
-Naprawdę? Dziękuję! - przytuliła mnie.
 Wybranka serca Violetty znalazłam na klatce schodowej. Rozmawiał z Alexem. Śmiali się z czegoś, dopóki mnie nie zauważyli.
-O, cześć Gwenny, co chcesz? - mówił trzymając się za brzuch Alexy.
-Kentin, mogę na słówko?
-Jasne.
 Za schodami opowiedziałam mu całą historię. Na początku stał nieruchomo, nie odzywał się, patrzył przed siebie pustym wzrokiem.
-Wszystko dobrze?
-C-chyba tak... Nie, w sumie to nie. Na pewno nie dla Violi. - uśmiechnął się blado i wyszedł przed szkołę.
Przysiadłam koło Alexa.
-Ej, co mu się stało? Mówię mu, że Viola się w nim zakochała, a on... - przerwał mi.
-Serio? Viola się zakochała? - przez chwilę milczał, a potem się śmiał. - Ma dziwny gust co do chłopaków.
-Jak to? - zdziwiłam się.
-Bo widzisz, Kentin też jest... Homo. - zarumienił się.
-W-wy... Jesteście parą? - spytałam.
-Nie! W każdym razie, jeszcze nie. - uśmiechnął się. - Byliśmy tylko na randce.
-Biedna Violetta. Nie ma szczęścia w miłości. - westchnęłam.
-Oj tak...
W tej chwili usłyszeliśmy dzwonek. Pod klasą nie było jeszcze Violi i Kentina, pewnie zostali w ogrodzie. Lekcja minęła dość szybko, nagle zadzwonił ukochany dzwonek. Ścigałam się z Arminem do drzwi, ale tuż za rogiem pośliznęłam się.
-Moja dupa... - jęknęłam.
-Wszystko dobrze? - spytał Armin i pomógł mi wstać.
-Chyba tak. Au! Moja noga! - złapałam się za nogę.
Zza drzwi wyłonił się Nataniel, z bandażem na nosie i szyderczym uśmieszkiem. Kiedy mnie zobaczył, jego wyraz twarzy zamieniał się powoli.
-Nie, nie, nie, nie... To nie miało tak być. Przepraszam Gwen. - jęknął.
-To twoja robota? - warknął Armin.
-Wszystko dobrze? - ignorował go.
-To ty wysmarowałeś czymś podłogę? - spytałam.
-Tak... Chciałem zemścić się na Arminie! - krzyknął.
-Nataniel Hawk, jeden z najlepszych uczniów, wyprawia takie rzeczy. - westchnęła dyrektorka. -Do mojego gabinetu, ale to już! A ty, idź do pielęgniarki.
Lysander i Armin pomogli mi dość do jej gabinetu. Okazało się, że dzięki Natanielowi skręciłam kostkę. Dyrektorka odesłała mnie do domu, a że tam bym się strasznie nudziła, spacerowałam po mieście, co było dosyć trudne ze skręconą kostką. Najpierw po parku, potem po lesie, w końcu poszłam do sklepu. Kupiłam karmy dla zwierząt i poszłam do schroniska. Dawałam właśnie jeść głodnym kotełom, kiedy drzwi za mną się otworzyły. To był Nataniel.
-Cześć... - wyglądał na zakłopotanego. Nic nie odpowiedziałam, dalej go ignorowałam. - Przepraszam za kostkę, nie chciałem...
-Właśnie że chciałeś. Tylko nie mnie.
-Zasłużył sobie, to on mi złamał nos! - wykrzyknął.
-Tak. Zrobił to dlatego, że usłyszał co zrobiłeś. Armin, Alexy, Rozalia, prawdopodobnie Lysander i Leo - oni wszyscy wiedzą, jakim jesteś dupkiem.
-Gwen, wiesz, że nie nie zrobiłbym ci tego, gdybym wiedział, że...
-Lepiej się zamknij jeśli życie ci miłe. Armin zrobił to dla mnie, bo się przyjaźnimy.
-Gwen, ja...
-Powiedziałam, ZAMKNIJ MORDĘ! Jeśli dziewczyna nie chce z tobą rozmawiać, to się nie odzywaj. - ucichł.
-Co ty tu właściwie robisz? Powinna być teraz 4 godzina.
-Jestem zawieszony na 3 dni.
-Mhm, to dobrze, nie będę musiała oglądać twojej okropnej mordy przez 3 dni.
-Jest jeszcze praca. - uśmiechnął się promiennie.
-Nie wystawiaj tych swoich ząbków, bo mogę ci je zaraz powybijać. - uśmiechnęłam się niczym kot z Cheshire.
-Nie wiedziałem, że jesteś taka.
-Nie wiedziałam, że jesteś taki.
-Myślałem, że będziesz jak Violetta, cicha myszka, albo jak Mel, grzeczna i porządna.
-Jak widać oboje nie znamy się na ludziach.
Po naszej jakże uroczej rozmowie wyszłam. To znaczy, wcześniej go zwyzywałam, ale tego chyba nie napiszę... Wróciłam do domu do Vivian, że dziś nie przyjdę. Czytałam chwilę kryminał Agathy Christie, a potem poszłam po dzieciaki. W mieszkaniu czekała na nas miła niespodzianka: mianowicie Armin gotujący obiad. Nie wiem nawet dokładnie, co to było, ale wyszło mu przepyszne.
 Armin poszedł koło 22, a ja od razu wzięłam prysznic i ległam na łóżko...

Rozdział krótki, ale mam zamiar zrobić kilka, że tak powiem, "zimowych" XD