poniedziałek, 17 lutego 2014

Rozdział 4

 Moja niedziela opierała się głównie na spaniu, więc nie warto jej opisywać, podobnie jak poniedziałek. Kupiłam wtedy biurko. Ma dużo szufladek, półek i tablicę do której mogę przyczepiać karteczki, notatki itp. szpilkami. Resztę dnia... No cóż, przespałam. Chociaż przyszedł do mnie wtedy Alexy, który pomógł mi przynieść biurko. Miałam tylko nadzieję, że nie wykrył mojej Nutelli, bo jak twierdził Armin, działa ona na jego brata jak... Zbyt mocna kawa.
 W każdym razie, zaplanowałam sobie na dzisiaj rozmowę o pracę. Wczoraj wykonałam szybki telefon do kierownika restauracji, że dziś przyjdę załatwić wszystkie formalności, bo tak naprawdę, pracę miałam już w kieszeni. Zjadłam więc śniadanie, umyłam się i uczesałam. Założyłam dość starą, błękitną sukienkę, z krótkimi rękawami, na których można było zauważyć cienkie białe paski, a kończyły się mankietami tego samego koloru. Założyłam też niebieskie koturny pod kolor. Wzięłam torbę i wyszłam z domu.
 Miasto znałam już dość dobrze, dzięki wycieczce z bliźniakami, dlatego też doszłam do Vanilli dość szybko i bez większych problemów.
 Była to mała, urocza restauracja, zbudowana z cegieł. Szyld przedstawiał nazwę lokalu i babeczkę przy wanilii. Wyglądała na przytulną i zachęcającą. W środku była równie genialna. Ściany do połowy były wyłożone deskami, a reszta pomalowana w ciepłych barwach, na których można było zauważyć delikatne rysunki róż.
 Właścicielem restauracji był mężczyzna w średnim wieku, dość niski. Nosił okulary, koszulę, spodnie, szelki i buty. Jednak już od dawna nie pracował w Vanilli, zajmowała się tym jego dorosła córka, Vivian. Miała rude, lekko kręcone włosy, zielone oczy, ubrana była w czarną koszulkę na ramiączka, tego samego koloru trampki i zielone spodenki. Wyglądała na około 25 lat. Przywitała mnie promiennym uśmiechem:
-Dzień dobry! Ty pewnie jesteś Gwendolyn Rogers. Chciałaś tu pracować od 2 września, prawda?
-Dzień dobry. Tak, przyszłam tu załatwić, jak to pani ujęła "formalności".
-W sumie to chodzi mi tylko o podpisanie umowy. Jestem pewna, że ty i ten chłopak poradzicie sobie bez zarzutu. - mrugnęła do mnie.
-Jaki chłopak? Nic o tym nie wiedziałam... - pomyślałam, a potem przytaknęłam.
 Poszłyśmy na zaplecze, przez kuchnie. Mogłam się swobodnie rozglądać, bo Vivian była osobą dość roztrzepaną i nie zwracała na to uwagi.
 Na zapleczu było równie przytulnie jak wszędzie w tym budynku. Nie było tam ciemno i zimno, jak to sobie wyobrażałam, ale wyglądało to bardziej na czyjś pokój, ale bez łóżka. Stał tam stolik, kanapa, biurko, komputer, szafa, lustro... Vivian powiedziała jednak, że w szafie znajdują się stroje dla pracowników, komputer jest jej, a ona przechowuje w nim niewypróbowane przepisy i szuka inspiracji.
 Umowa była schowana w szufladzie biurka. Dzięki mojej umiejętności szybkiego czytania, stwierdziłam, że warunki są korzystne. Miałam dostawać dość wysoką wypłatę, i nie pracować w weekendy. Szybko ją podpisałam, a Vivian pozwoliła mi zostać jeszcze trochę, jakbym chciała wszystko obejrzeć, i kazała mi wziąć sukienkę do pracy. Zdziwiłam się trochę, ale kiedy rudowłosa wyszła, podeszłam do szafy. Sukienki były podobne, w brązowym, pastelowym kolorze. Była na krótki rękaw, miała biały kołnierzyk.
 Usłyszałam otwierane drzwi. Odwróciłam się gwałtownie, a tam stał... Nataniel?
-Cześć. - uśmiechnął się lekko.
-Cześć... - odpowiedziałam niepewnie. - Co tu robisz?
-Pracuję, a ty?
-Wychodzę.
-Wiesz, że to jest wejście tylko dla personelu? - spytał, po czym skrzyżował ręce na piersi i zablokował drzwi.
-Mhm, no to jesteś moim kolegą z pracy.
-Serio? - przyjrzał mi się uważniej.
-Na to wygląda. - przytaknęłam. - Vivian chciała, żeby zabrała sukienkę. Zaczynam od początku roku szkolnego.
-Wiesz, mam nadzieję, że będzie nam się dobrze pracować. - przeczesał palcami swoje włosy.
-Tak, jasne... Ja muszę już iść. Do zobaczenia.
-Cześć.
 Wzięłam sukienkę, torbę i wyszłam. Pożegnałam się z Vivian, i byłam już na zewnątrz. Ciekawe co Nataniel robi w Vanilli? Nie wydaje mi się, żeby zarabiał na utrzymanie rodziny... Przez Nataniela uświadomiłam sobie, że tak naprawdę nie dam sobie rady. Bo przecież ktoś będzie musiał zająć się dziećmi, kiedy będę w pracy. A nie zostawię ich z kimś obcym. Nie będzie kto miał odebrać Petera z przedszkola i Jane ze szkoły...
 Szłam szybkim krokiem z trudem powstrzymując płacz. Byłam u wejścia do parku. Przekroczyłam bramę i rozejrzałam się. Zauważyłam rozłożystą, piękną wierzbę. Usiadłam w jej cieniu, oparłam plecy o korę, a torbę położyłam obok. Łzy same leciały mi po policzkach. Skuliłam się i pozwoliłam sobie na płacz. Zupełnie nie wiedziałam co robić.
 Wtedy usłyszałam jego głos:
-Gwendolyn? Wszystko w porządku?
Uniosłam głowę, żeby zobaczyć, kto do mnie mówi. Z początku go nie poznałam, był w czarnym płaszczu, wyglądał podobnie do Leo, ale gdy spojrzałam mu w oczy, wiedziałam, że to Lysander.
-Nie, nic nie jest w porządku! - jęknęłam.
-Co się stało? Czemu płaczesz? - usiadł koło mnie i objął ramieniem.
-Nie dam sobie rady... - szepnęłam.
-Z czym? Proszę, nie płacz...
-Ze wszystkim! Nie dam sobie rady, z dziećmi, ze szkołą, z pracą...
-Przestań, Gwenny... Roza mówiła mi o twoim rodzeństwie. Pomyśl, skoro potrafiłaś to robić przez tamte lata, teraz też będziesz mogła. - milczał, po czym dodał ciszej - Ja ci pomogę...
Spojrzałam mu w oczy.
-Naprawdę?
-Tak.
Przytulił mnie mocno, a potem otarł moje łzy. Był naprawdę wyjątkowy. Odprowadził mnie nawet do domu... Dzięki Lysandrowi stwierdziłam, że jakoś to będzie. Na pożegnanie powiedział mi "Uważaj na siebie" i wrócił do parku.
 Było dość późno, a ja byłam zmęczona. Przebrałam się w koszulę nocną i momentalnie zasnęłam, powtarzając w myślach słowa Lysandra, "Jakoś to będzie".

~*Ogłoszenia Parafialne*~

 Rozdział był za krótki, dlatego ostatnia scena jest dość... improwizowana. Niedługo pojawi się strona "Bohaterowie", na której będą przedstawione wszystkie postaci oraz ich zdjęcia! Dodatkowo zmieniłam wiek Jane i Petera. Teraz to Jane ma 10, a Peter 6 (prawie 7) lat.

Czekam na opinie w komentarzach, głównie od cb Paulinko XDD ^^

2 komentarze:

  1. Nat, odegra ważną rolę , tak? XD Praktycznie przez niego się popłakała, ale cóż XD I jeszcze jedno: LYSIO W CZARNYCH CICHACH?! ;-; On jest bardziej za stylem wiktoriańskim XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 1. Nie powiedziałam, że w tym rozdziale ^^
      2. Spójrz na płaszcz ciemniaku ;*

      Usuń

Bez przekleństw, SPAM-u itp. I GRZECZNIE MI TAM! >,<