Dziś jest pierwszy dzień szkoły. Zjadłam śniadanie, wzięłam prysznic i ubrałam się. Przyszła po mnie Rozalia, Alexy i Armin. Roza była ubrana we fioletową sukienkę a chłopcy w identyczne, czarno-białe garnitury. Na ich widok uśmiechnęłam się mimowolnie.
-Gotowa? - spytała Rozalia.
-Pewnie. - odparłam, po czym zamknęłam drzwi. Miałam przy sobie czarną kopertówkę, w której znajdował się portfel, telefon, notes, ołówek i oczywiście klucze.
-Świetnie! - powiedzieli bliźniacy.
Szliśmy chodnikiem wolno do szkoły. Ciągle żartowaliśmy, śmialiśmy się.
Dałam lekkiego kuksańca w żebra Rozalii, a ona od razu zrozumiała, że muszę jej coś powiedzieć.
-Roza... - zaczęłam.
-Co chcesz? - spytała i uśmiechnęła się.
-Ja? Nic takiego... - przyjrzała mi się uważniej. - Chciałabym, żebyś... No bo... Ja zabieram dzieci ze sobą do Vanilli, ale Jane będzie chodzić na lekcje śpiewu... Wychodziła by o 16 ze szkoły...
-Chcesz żebym ją przyprowadzała do ciebie, tak? - dokończyła za mnie.
-Tak...
-Nie ma problemu! - uśmiechnęła się.
-Naprawdę? A mogłabyś dziś do mnie przyjść? Poznałabyś ich...
-Okey, przyjdę do ciebie o 15, będę musiała się przebrać.
-Dzięki. - przytuliłam ją.
Byliśmy już pod szkołą. Stała tam jakaś szatynka, brunetka i dziewczyna o fioletowych. Machały do nas, a raczej do Rozalii i uśmiechały się. Roza zaciągnęła mnie do nich, a chłopcy podeszli do Lysandra i Kastiela, którzy dyskutowali o czymś zaciekle.
-Cześć! Jestem Melania, te tutaj to... - mówiła szatynka.
-Jestem Kim, a to Violetta, ale mów jej Viola. - brunetka wskazała kciukiem fioletowo-włosą.
-Hej... - wyszeptała.
-Cześć, ja jestem Gwendolyn, ale możecie mi mówić Gwen.
Dopiero teraz dokładniej się im przyjrzałam. Melania była wysoka, miała długie włosy, grzywkę i pieprzyk na twarzy, ubrana była w jasną, niebieską sukienkę z brązowym paskiem. Kim była jej przeciwieństwem. Miała czarne włosy, tego samego koloru oczy, ubrana była w sukienkę pod kolor, która wyglądała trochę jak koszulka z paskiem, do tego czarno-pomarańczowa torebka i brązowy pasek. Miała kolczyk na wargą. Ale (chyba) najlepiej prezentowała się Viola. Miała fioletowe włosy związane w kucyka, niska, z głową w chmurach i rozmarzonym wzrokiem. Ubrana w zwiewną sukienkę w różowym, pastelowym odcieniu ze złotym brokatem.
Obok nas zaciekle dyskutowały jakieś 3 dziewczyny. Jedna, ładna o ciemnych oczach, szatynka, w czarnej sukience, druga, Azjatka w czerwonej sukience, i ostatnia, plastik o wrednym wyrazie twarzy, która patrzyła na mnie nienawistnym wzrokiem.
Odwróciłam głowę i spojrzałam na chłopaków. Do grupy dołączył Nataniel, który wyglądał na zaspanego, ale i tak dobrze wyglądał. To znaczy, na tyle dobrze, na ile wygląda kolega...
Roza lekko mnie szturchnęła, a potem szepnęła:
-Tamta blondynka to Amber, straszna zołza, uważaj, chyba się nie polubicie...
-Hahaha, uważaj bo się przestraszę.
-To siostra Nataniela. - wtrąciła nagle Viola, a Melania się uśmiechnęła.
-Gwen, podobno będziesz z nim pracować. - powiedziała po chwili.
-Mhm, tak. - powiedziałam z lekką niechęcią.
-Musi być fajnie. - westchnęła.
Po chwili weszłyśmy do szkoły, do auli, gdzie odbywała się ceremonia. Pani Rene, starsza, puszysta kobieta, o siwych włosach związanych w kok i okularach na nosie. Jako, iż nie byłam fanką tego typu uroczystości, usiadłam na krześle pomiędzy Rozą i Violą i zasnęłam.
Jakimś cudem obudziłam się pomiędzy Rozą a Arminem, który śmiał się z nią ze mnie, bo spadłam z krzesła na jego widok. Po tym jego nagłym napadzie śmiechu, ogarnął się i podał mi rękę:
-Wyluzuj Gwen.
I uśmiechnął się ciepło.
-Skąd się tu w ogóle wziąłeś, Armin? - spytałam podejrzliwie.
-Rodzice twierdzili kiedyś, że bocian mnie przyniósł, ale potem miałem lekcje biologii, i...
-Viola cię przepuściła, co? - przerwałam mu.
-A jak myślisz? Oczywiście że tak. - uśmiechnął się. - Chodź do klasy.
-Jak chcesz... - jęknęłam zmęczona.
Wzięłam torebkę, a Roza i Armin tłumaczyli mi, gdzie co jest, jak gdzie dojść i kto czego uczy.
Byliśmy już w klasie. Usiadłam z Rozalią w ostatniej ławce przy ścianie, czyli jak najdalej od biurka nauczyciela. Naszym wychowawcą pan Robert Smith, nauczyciel angielskiego. Był dość zabawny, nazywał wszystkich po nazwisku albo ksywce i miał lekkiego zeza. Zapisywałam szybko plan zajęć, który był dość lekki. Historia, chemia i fizyka, czyli przedmioty, które nie należały do moim ulubionych, nie były tego samego dnia i miałam każdy tylko raz w tygodniu.
Rozejrzałam się. Przy biurku siedział Kastiel, zapewne go przesadzili. Za nim siedział Lysander, a ławkę dalej Armin i Alexy. Za nimi - na ostatniej ławce - było pusto. W pierwszej ławce w środkowym rzędzie siedziała Charlotte z Klementyną, za nimi Violetta i Kim, dalej Nataniel z Melanią. Pierwsza ławka od ściany była pusta, w drugiej siedziała Viola i wyglądała, jakby na kogoś czekała, no a w trzeciej oczywiście ja z Rozą. Miałam cichą nadzieję, że bliźniacy przesiądą się do nas.
Pan Smith zdecydował, że możemy już iść, więc wzięłam torbę i zmierzała w stronę wyjścia z Rozalią. Alexy i Armin dogonili nas i powiedzieli, że pytali się wychowawcy o to, czy mogą się przesiąść. Pierwsze, co powiedziałam, to "Jestę Jasnowidzę!" i wytłumaczyłam reszcie, o co mi chodziło. Wychodząc ze szkoły zauważyłam Violę, siedzącą na ławce, wpatrzoną w przestrzeń. Nagle usłyszałam głos jakiegoś chłopaka:
-Violetta! - na te słowa dziewczyna podniosła się.
-Kentin! - krzyknęła wesoło.
Podbiegła do niego i mocno przytuliła. Pewnie na niego czekała. Podeszła do nas i powiedziała.
-Cześć, pamiętacie Kentina? - spytała patrząc wyczekująco na wszystkich oprócz mnie.
-Pewnie! - powiedzieli bliźniacy.
-Gdzieś ty był Ken? - spytała Roza.
-Nie nazywaj mnie tak... W szkole wojskowej. Ojciec mi kazał. - westchnął, po czym spojrzał na mnie. - A to kto?
-Jestem Gwendolyn, będziemy chodzić razem do klasy.
-Cześć Gwen. Widzimy się jutro w szkole, muszę iść. - powiedział i odszedł razem Violettą.
-Ja też chyba pójdę. Roza, widzimy się o 15. - mrugnęłam do niej.
-Jasne, pa Gwenny! - powiedziała.
Po chwili byłam już w domu. Zdjęłam sukienkę i włożyłam bokserkę, na to jasno-szarą bluzę ze ściągaczami i czarnym napisem "SWG", oraz szare dresy (też ze ściągaczami). Zrobiłam sobie kawę i oparłam się łokciami o blat kuchenny.
Usłyszałam dzwonek. Podeszłam do drzwi, a nich zastałam nikogo innego jak Rozę. Ubrała się w jeansową koszulę i czarne spodnie.
-Szeregowa Rozalia melduje się na rozkaz Kapitanie Rogers. - zasalutowała, a ja pomyślałam sobie, że brzmi to, jakby mówiłam do Kapitana Ameryki.
-Spocznij żołnierzu. Misja "Rodzeństwo" zaczyna się za pół godziny. - powiedziałam.
-Uff, to dobrze, jestem wykończona. Mogę się położyć na sofie? - w sumie, to nie wiem po co się pytała, skoro zaraz na nią wskoczyła.
-Jasne. - powiedziałam zamykając drzwi. - A można wiedzieć, czym się tak zmęczyłaś?
-Całą drogę z domu musiałam biec, bo mieszkam obok Lysandra i Leo, a u nich był Kastiel, z tym swoim kundlem...
-To chyba owczarek francuski, czyli nie kundel, bo rasowy. - stwierdziłam.
-Dobra, Gwen, daj mi spokój, chcę spać. - mówiła.
-Jak chcesz.
Momentalnie zasnęła, a ja oglądałam telewizję. Wybiła 16, i wtedy zadzwonił dzwonek. Podbiegłam do drzwi. Otworzyłam je i zobaczyłam moje rodzeństwo. Ukucnęłam, a oni podlecieli do mnie i przytulili.
-Tak bardzo za wami tęskniłam! - powiedziałam.
-My za tobą też!
-Zaraz zaprowadzę was do waszych pokoi, są na piętrze. - dałam i po buziaku. - Cześć Titi! - podleciałam do niej i przytuliłam.
-Cześć Gwenny. Już myślałam, że o mnie zapomniałaś. - powiedziała.
-Gwen, już przyjechali? - z salonu słyszałam głos Rozalii. Titi spojrzała na mnie podejrzliwie.
-To Roza, moja przyjaciółka. - wytłumaczyłam. - Może wejdziesz do środka?
-Nie, muszę już jechać, jutro muszę iść rano do pracy. Wszystko w porządku? Znalazłaś pracę? Załatwiłaś wszystkie sprawy?
-Tak, tak i tak.
-Proszę, to dla ciebie... - wręczyła mi kopertę.
-Ciociu, nie musisz...
-Właśnie, że muszę. Za bardzo przypominasz mi Sarę... - zaszkliły jej się oczy. - Do zobaczenie Gwenny. - i całus na pożegnanie.
Zamknęłam za nią drzwi i odwróciłam się do dzieci.
-To co, wszystko spakowaliście? Niczego nie zapomnieliście? - schyliłam się.
-Niczego!
-No to chodźmy do salonu, ktoś tam na nas czeka. - uśmiechnęłam się.
Rozalia siedziała na sofie i patrzyła na nas, a potem krzyknęła "Jakie słodziaki!" i podbiegła do nas.
-Jestem Rozalia, a mówcie mi Roza. Gwen poprosiła mnie, żeby od czasu do czasu się wami zajęła i odprowadzała was do niej, jakby kończyła przed wami szkołę.
-Cześć Roza, ja jestem Jane a to mój brat. - powiedziała Jane i go szturchnęła.
-Cześć, jestem Peter.
-Dobra, to ja ich teraz zaprowadzę na górę. Możesz już iść Roza.
-Czemu? Ja nigdzie nie idę, zostaję tu dziś na noc.
-Jak zejdę na dół i jeszcze tu będziesz, zemsta będzie bolesna...
-Trudno, uzbroję się w poduszki. - skrzyżowała ręce na piersi i usiadła na sofie.
Ja natomiast zaprowadziłam dzieci na piętro, pokazałam im pokoje i łazienkę, a potem kazałam się wykąpać. Pogadałam jeszcze trochę z Jane, która opowiadała mi o wakacjach podczas gdy ja ich rozpakowywałam. Dzięki temu upewniłam się, że Peter zabrał wszystkie bluzy i buty.
Zeszłam na dół, i zastałam tam śpiącą Rozalię na sofie. Nie mogłam przejść koło niej obojętnie, więc dorysowałam jej wąsy. Albo jutro pójdzie na wagary, albo o 6 nad ranem poleci do domu się wyszykować.
Poszłam na górę, spakowałam torbę, umyłam się, założyłam piżamę i zasnęłam.
~*Sukienki dziewczyn*~
![]() |
Gwen |
![]() |
Kim |
![]() |
Melania |
![]() |
Rozalia |
![]() |
Violetta |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Bez przekleństw, SPAM-u itp. I GRZECZNIE MI TAM! >,<