poniedziałek, 24 lutego 2014

Rozdział 7

 Nataniel szturchnął mnie i powiedział, że musi iść do sklepu obok i że mnie dogoni. Odwróciłam się w jego stronę z nadzieją, że on mnie nie zauważy. Oczywiście mnie widział. Podszedł do mnie i powiedział wesoło z szerokim uśmiechem na twarzy:
-Cześć słodka! Gwen, prawda?
-Nie zrozumiałeś aluzji poprzednim razem, Dakota? - syknęłam dalej na niego nie patrząc.
-Mów mi Dake!
-Dakota, myślę, że różnica charakterów doprowadziłaby do rozpadu tego "jakże wspaniałego" związku. - stwierdziłam i skrzyżowałam ręce na piersi.
-Zawsze warto spróbować! - uśmiechając się, mówił dalej. - Nie mów, że ci się nie podobam!
-Pff... Jesteś okropny. Widać w tobie podrywacza na kilometr.
-Może to coś zmieni...
-Ale c... - nie mogłam dokończyć.
Przyciągnął mnie do siebie, ujął delikatnie moją twarz i... O Boże, próbował mnie pocałować! Spoliczkowałam go z całą moją siłą, gdy nagle ktoś złapał mnie za ramię.
-Gwen, czego ten chłopak od ciebie chce? - spytał spokojnie Nataniel.
-Jesteś tu z facetem? Nie zawracałbym sobie tobą głowy gdybym wiedział. - stwierdził i poszedł w przeciwnym kierunku do naszego.
-Kto to był? - zapytał nie zwracając uwagi na to, że Dake nazwał go moim chłopakiem...
-Nikt ważny, ale dzięki, wreszcie się odczepił. - po chwili niezręcznej (przynajmniej dla mnie) ciszy spytałam. - Idziemy?
-Jasne... - Nataniel chodził teraz z głową w chmurach.
 Na szczęście Peter czekał na mnie tylko 10 minut z nowym kolegą, chyba miał na imię Alan. W każdym razie, braciszek się na mnie nie obraził i przy okazji poznał Nataniela. Napisałam przy okazji do Rozalii, czy po swojej zemście odbierze Jane z dodatkowych zajęć, ale ona już zdążyła się opanować i się zgodziła.
 W moim domu spakowałam strój do pracy, strój na trening i kilka zabawek dla dzieciaków, żeby się nie nudziły.
 W Vanilli był dość spory ruch, a ja po przebraniu się dostałam "instrukcje" od Nataniela, które polegały mniej więcej na tym, żeby notowała zamówienia, numer stolików i zachowywała się miło.
 Po godzinie Roza przyprowadziła Jane, która potem bawiła się z Peterem na zapleczu.
 Wszystko szło po mojej myśli, co dawało mi satysfakcję.
 Wybiła 20. Przebrałam się i wyszłam z restauracji. Na szczęście było jeszcze jasno. Do szkoły doszłam dość szybko, chociaż towarzyszyły mi dzieciaki. Tak czy siak byłam 4 z 5 dziewczyn, ostatnia przyjechała Kim na swoim BMX-ie.
 Trening polegał na tym, że chłopak z liceum sportowego, Dajan, mówił o różnych zagraniach, trochę z nami grał i pokazywał o co mu chodzi. Potem zrobił mecze jedna na jedną i dwie na dwie. Kiedy akurat my byłyśmy zajęte grą, Peter zaczepiał Dajana. Chyba całkiem dobrze się dogadali, bo nasz "trener" ciągle się śmiał i uśmiechał.
 Wyszłyśmy koło 21:30, na szczęście było tylko trochę ciemno. W domu zrobiłam kilka kanapek dla mnie i dzieciaków, a po kolacji kazałam im się umyć i spać. Jane i Peter na szczęście szybko zasnęli, ale nie dziwię im się, musieli się zmęczyć. Ja natomiast stwierdziłam, że muszę się pouczyć, jeśli chcę utrzymać dobre oceny. Wyjęłam książkę od biologii. Z początku nie wiedziałam za bardzo, gdzie się uczyć, ale potem zauważyłam, że dach przy moim oknie jest płaski, bez dachówek ani niczego. Zastanawiałam się chwilę, czy to bezpieczne, ale co mi tam.
 Otworzyłam okno i jakoś się przez nie wygramoliłam. Zabrałam wcześniej koc i rozłożyłam go na dachu, oraz poduszkę, którą podłożyłam sobie pod głowę. Czytałam temat, powtarzałam sobie wszystko. Nagle oślepił mnie dziwny blask. Spojrzałam w dół i zobaczyłam... Szczerzącego się Armina z aparatem w ręku.
-To tylko lampa błyskowa Gwenny. - zaśmiał się.
-Wchodzisz?
-Skoro nalegasz...
-Weź poduszkę z łóżka.
 Po chwili siedział już przy mnie.
-Uczysz się?
-Nie, książka wydawała się smutna i chciałam ją przytulić!
-Alexy też dziś stwierdził że musi poprzytulać książki...
-Skąd masz lustrzankę?
-Przyszła dziś rano, nie miałem czasu nawet obejrzeć, tylko potwierdziłem odbiór.
-Długo pewnie na nią zbierałeś...
-Tylko rok. Może mała sesja zdjęciowa, co, Gwenny?
-Bardzo chętnie. - przeciągnęłam się.
-Super, trzymaj, ja się ustawię. - wręczył mi aparat, po czym przyjął nieprzyzwoitą pozę...
-Mhm... Armin, myślałam że to raczej Alexy nie interesuje się dziewczynami - zaczęłam, a on wybuchnął śmiechem.
-Żarty sobie z ciebie robię.
-Ty tak zawsze?
-Tak, generalnie tak.
-Jak miło mieć takiego przyjaciela.
-Może nawet kogoś więcej? - zdziwiłam się.
 Armin zbliżył się do mnie, a ja do niego. Pogłaskał mnie po policzku... Na początku delikatnie musnął moje wargi, ale potem... Całował namiętnie i czule, a ja byłam zachwycona i zauroczona. Nigdy bym nie pomyślała, że Armin może tak świetnie całować. Złapał mnie za ręce. To wszystko działo się tak szybko... Zbyt szybko... Nagle odsunął się ode mnie, jego twarz oblała się rumieńcem, a on zrobił głupią miną i złapał się za głowę...
-P-przepraszam... Nie wiem co to było... - jąkał się wyraźnie zakłopotany...
-N-nic się nie stało...
-J-ja chyba muszę już iść... Do jutra. - powiedział wychodząc przez okno, a ja podałam mu aparat i patrzyłam na niego zbita z tropu.
-T-tak, pa...
 Wyszłam razem z nim, nie wiedziałam, co sobie o tym myśleć... Pół nocy nie spałam, chociaż byłam wyczerpana. Nie do wiary, że to wszystko przez Armina... Niestety, człowiek musi spać, a że ja jestem człowiekiem (chociaż to niepotwierdzona informacja) zasnęłam...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Bez przekleństw, SPAM-u itp. I GRZECZNIE MI TAM! >,<