Obudził mnie dzwonek do drzwi. Spojrzałam na budzik. Była 9:30! Wiedziałam, że to nie zadziała. Wygrzebałam z szafy szlafrok, szybko go na siebie wciągnęłam i pobiegłam do drzwi. Otworzyłam, żeby zobaczyć wesołego Alexa z torbą w ręku.
-Cześć Alexy! - powiedział radośnie. Byłam naprawdę szczęśliwa, że do mnie przyszedł.
-Siemka! Widzę, że jeszcze w piżamie. - puścił do mnie oko.
-Tak... W sumie, to mnie obudziłeś. - wymruczałam nieśmiało.
-Przyniosłem śniadanie. Pomyślałem, że skoro wczoraj dopiero załatwiłaś sprawy z mieszkaniem, to pewnie nie zdążyłaś kupić nic do jedzenia. - wręczył mi torbę.
-Dzięki. Tak przy okazji, mógłbyś mi pomóc wybrać strój na rozmowę o przyjęcie do liceum? - spodziewałam się odmowy.
-Wiedziałem, że zapytasz! Nawet nie wiesz, jak się cieszę! - wrzasnął.
-Naprawdę? Wielkie dzięki. - powiedziałam. - Dobra, może dasz mi chwilę, muszę się ogarnąć. - spojrzałam wymownie na szlafrok. - Możesz w tym czasie obejrzeć dom czy coś...
-Jasne.
Wszedł do środka. Zdjął buty i zniknął mi z oczu. Ja poszła do kuchni, usiadłam przy stole i delektowałam się kanapkami od chłopaka. Kiedy skończyłam, poszłam do łazienki i zamknęłam drzwi. Już wczoraj rozstawiłam tam kubek, pastę do zębów, szczoteczkę, szczotkę, grzebień, szampony i różne takie... Wzięłam szybki prysznic, znowu włożyłam piżamę i szlafrok, a potem umyłam zęby i uczesałam się. Kiedy wyszłam, na korytarzy przy moim pokoju czekał już Alexy. Uśmiechnęłam się, a on złapał mnie za rękę i uradowany wciągnął do pokoju. Usiadłam trochę zdezorientowana na łóżku.
-No, to co chciałabyś założyć? - spytał.
-Sama nie wiem... Coś eleganckiego, żeby zrobić dobre wrażenie. - powiedziałam niepewnie.
-Bardzo dobrze. Natanielowi to bardzo się spodoba. A z tego co wiem, jest dzisiaj w szkole.
-Natanielowi? - byłam zdziwiona, nawet nie znałam nikogo o takim imieniu.
-Tak, to główny gospodarz. Pomoże ci w zapisach. Polubisz go. Może wydawać się trochę sztywny, ale wcale taki nie jest. - otworzył moją szafę. - Boże, dziewczyno! Już cię uwielbiam! Tyle ciuchów! - wydawało mi się, że podskoczył z radości. - Co my tu mamy... - zaczął przeglądać moje ubrania. -Myślę, że w tym będziesz wyglądać idealnie. - podał mi białą bokserkę, tego samego koloru koszulę, z niebieskimi akcentami, w tym kołnierzykiem i czymś w rodzaju chustki, oraz błękitną, plisowaną spódnicę. Przebrałam się, ale udawałam, że dalej siedzę w łazience. W rzeczywistości wyszłam ukradkiem i wyjęłam moje ukochane szpilki, w granatowym kolorze z białym obcasem. Kiedy Alexy mnie zobaczył, aż westchnął z zachwytu. Wyszliśmy z domu, a ja zamknęłam go na klucz. Oczywiście, musiałam mieć przy sobie torbę. Alexy prowadził mnie przez miasto i mniej więcej tłumaczył, jak dojść do szkoły od mojego osiedla. Kiedy stanęliśmy przed dużym budynkiem w kolorze kości słoniowej, wytłumaczył mi, że to jest właśnie "Liceum Słodki Amoris". Sprawdziłam jeszcze raz, czy na pewno mam przy sobie mój formularz zgłoszeniowy i zdjęcia, do akt i legitymacji szkolnej. I oczywiście 15 dollarów opłaty. Alexy postanowił zostać na dziedzińcu, kiedy ja miałam załatwiać swoje sprawy. Weszłam do szkoły, i rozejrzałam się. Było tam naprawdę fajnie.
-Pierwsze drzwi po prawej, pamiętaj. - mówił Alexy, tłumacząc mi, gdzie znajdę Pokój Gospodarzy. Lekko zapukałam, ale dopiero kiedy usłyszałam "Proszę" odważyłam się wejść. W środku siedział blondyn o złotych oczach, ubrany z białą koszulę z podwiniętymi rękawami, beżowe spodnie, czarne trampki i niebieski krawat.
-Dzień dobry, jesteś Nataniel, prawda? - spytałam.
-Tak. Ty pewnie chciałaś zapisać się do szkoły. - uśmiechnął się.
-Owszem... Przyniosłam mój formularz, i zdjęcia do akt i legitymacji. - podałam mu dokument. Przyglądał mu się chwilę, a potem znowu na mnie spojrzał.
-Wszystko wydaje się być w porządku, tylko, jeśli chodzi o podpis rodziców albo prawnych opiekunów... - wyglądał na nieco zmieszanego.
-Mam 18 lat, chciałam tylko skończyć szkołę... Poza tym, tłumaczyłam Pani Rene, że moim rodzice... Nie żyją.
-Więc dobrze... Poczekaj jeszcze chwilę. Wyrobimy ci legitymację. - powiedział.
-Jak się nazywasz?
-Gwendolyn Rogers.
-Data urodzenia?
-7 października 1995 roku.
-Miejsce zamieszkania?
-Osiedle Kruków 13, 06-145 Moons Valley.
-To prawie wszystko. Podpisz tutaj. - przyszył moje zdjęcie i ostemplował legitymację z tyłu. - Proszę bardzo.
-Dzięki Nataniel. Miło było cię poznać.
-Mi również.
Kiedy wychodziła, usłyszałam cisze "Ślicznie wyglądasz". Zarumieniłam się i przyspieszyłam kroku. Na dziedzińcu Alexy nie był sam. Siedział przy nim lekko znudzony chłopak o czarnych włosach i błękitnych oczach. Zapewne Armin. Podeszłam do nich, ale za nim zdążyłam wypowiedzieć choćby jedno słowo, Alexy spytał:
-To już? Tak szybko?
-Pewnie, dlaczego niby miało być dłużej?
-No nie wiem. Czasami Nat przeciągał całą tą sprawę z zapisami.
Czarnowłosy podniósł się na mój widok i powiedział:
-Nie przedstawiłem się jeszcze. Jestem Armin, a ty pewnie Gwen?
-Tak. Cześć. - podaliśmy sobie ręce.
-Skoro już wszystko załatwione, to może pokażemy ci miasto?
-Jasne, ale najpierw chcę się przebrać.
-Dobra, chodźmy na Osiedle Kruków.
Byliśmy na miejscu dość szybko, a ja wzięłam tylko fioletową sukienkę do łazienki. Przebrałam się szybko, a potem związałam włosy w kitkę i wyszłam. Wzięłam do torby okulary przeciwsłoneczne na wszelki wypadek, i portfel. Wieczorem musiałam zrobić zakupy. Zmieniłam szpilki na klapki i wyszłam na dwór, do chłopaków.
Kiedy mnie zobaczyli, uśmiechnęli się, a u Armina zauważyłam dziwny błysk w oku. Chłopcy pokazali mi dokładnie, gdzie jest sklep, las, centrum handlowe, bank, jubiler, bazar, kafejkę, a na koniec, kiedy już zachodziło słońce, plażę. Obiecali mi też, że jutro ze mną na nią pójdą. W każdym razie Alexy, bo jak się okazało, Armin nie był fanem natury. Bracia poszli sobie, a ja w końcu mogłam zrobić zakupy.
Wychodząc ze sklepu, coś szybkiego potrąciło mnie z taką mocą, że upadłam, a zakupy wysypały mi się na chodnik. Szczęście, że odpuściłam sobie jajka. Spojrzałam za tym, co mnie napadło, a jak się okazało, był to pies, chyba owczarek francuski. Szukałam jego właściciela, ale nie mogła znaleźć nikogo takiego. Wstałam i zaczęłam otrzepywać się z kurzu, kiedy podszedł do mnie jakiś chłopak. Miał czerwone włosy i czarne oczy. Ubrany był w białą koszulkę, na nią założony jeansowy bezrękawnik, i oczywiście czarne spodenki i trampki pod kolor fryzury.
-A ty czego chcesz? - spytałam opryskliwie.
-Chyba spotkałaś mojego psa. - uśmiechnął się. - W którą stronę pobiegł?
-Powiem ci, jak pozbierasz moje zakupy. - rozkazałam mu z satysfakcją.
-To szantaż? - znów ten uśmiech...
-Owszem. Do roboty! - uśmiechnęłam się z triumfem.
-Tak w ogóle, jestem Kastiel. - powiedział podnosząc właśnie butelkę Pepsi.
-A ja Gwen. Możliwe, że będziemy w jednej klasie.
-To miło. A teraz uprzedzam cię, że ostatni raz zrobiłem coś dla ciebie. - podał mi torbę z zakupami. - Gdzie jest Demon?
-Demon? - uśmiechnęłam się, bo jego właściciel idealnie dopasował mu imię - Nie mam pojęcia - zrobiłam niewinną minkę.
-Bez żartów, gadaj natychmiast.
-Nie tym tonem młody człowieku.
-Jesteśmy w tym samym wieku.
-Chyba, że jestem starsza o kilka miesięcy.
-Młoda damo, proszę uprzejmie wskazać mi kierunek ucieczki mojego psa. - mówił.
-W prawo.
-Dzięki.
Kiedy był już prawie 10 metrów ode mnie, krzyknęłam:
-Nie powiedziałeś, że musi być to DOBRY kierunek!
Wtedy odwrócił się, a ja uśmiechnęłam się szatańsko.
-Jeśli jutro spotkałbym cię na plaży, udusiłbym cię.
-Miłe! - powiedziałam. - Będziesz miał nawet okazję! - odkrzyknęłam i wróciłam do domu.
Mam nadzieję, że rozdział Wam się podobał :3 Czekam na Wasze opinie w komentarzach c:
P.S. Pojutrze 3 rozdział z plaży, a jutro pewnie jakiś rysunek xD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Bez przekleństw, SPAM-u itp. I GRZECZNIE MI TAM! >,<