piątek, 21 lutego 2014

Rozdział 6

Obudziłam się przed 8, co mnie trochę zdziwiło, ale to dobrze. Zeszłam na dół, ale Rozalii już nie było, za to dostałam od niej SMS-a "Zemszczę się!", na co odpisałam jej "Ostrzegałam!". Weszłam na górę i obudziłam dzieciaki. Podczas gdy Jane poszła po wodę, żeby wylać ją na dalej śpiącego Petera (ma to po mnie chłopak!), ja umyłam zęby i ubrałam się w szare rurki, czarną koszulkę z zielonym napisem "BOOM!", czarne trampki i jeansową kurtkę. Do torby włożyłam dodatkowy zeszyt, który chciałam przeznaczyć na bazgroły.
 Pomogłam wybrać ubrania dzieciakom, spakowałam je i zrobiłam nam śniadanie, a potem dałam Jane pieniądze na jakieś przekąski i napoje dla niej i Petera (przedszkole było połączone z podstawówką).
 Wyszliśmy z domu 15 minut przez 9. Po drodze spotkałam bliźniaków i zapoznałam ich z Jane i Peterem. Alexy zareagował podobnie jak Rozalia, natomiast Armin przybił żółwika z Peterem i nazwał "Młodym".
 Kiedy zostawiłam dzieciaki przy ich szkole, dołączyła do nas Roza. Miała na sobie białą koszulę, fioletową spódnicę, czarną kamizelkę i kozaki.
 Byliśmy już pod szkołą. Bliźniacy poszli w stronę Lysandra i Kastiela, my natomiast zmierzałyśmy w stronę wejścia przez dziedziniec, gdy wpadła na mnie ta blondynka, jak jej tam...
-Uważaj jak chodzisz idiotko! - wrzasnęła mi do ucha.
-Nie jestem głucha, poza tym to ty na mnie wpadłaś! - krzyknęłam jeszcze głośniej, po czym dodałam. - Jak się nazywasz? Barbie?
-Jestem Amber ty kretynko!
-Gratulacje, znasz swoje imię! - powiedziałam.
-Jesteś skończoną idiotką! - wrzeszczała.
-Uspokój się, bo się spocisz. I makijaż ci się rozpłynie! - powiedziałam z troską do mojej nowej koleżanki.
-Ty... Ty... Jak śmiesz! - dalej się darła.
-Och, jak śmię mówić tak do księżniczki? Po ludzku, Barbie. - odkręciłam się na pięcie i poszłam w stronę liceum.
-Ja jeszcze nie skończyłam! - wrzasku wrzasku.
-A ja tak, pa Barbie! - powiedziałam wesoło na pożegnanie.
 Na korytarzu Rozalia złapała mnie za ramię. Zamurowało ją.
-Co to było?
-Nie będę się zwracać do tej idiotki jak do królowej. - powiedziałam. - Poza tym jest denerwująca.
-Ugh... Chodźmy do klasy.
Przytaknęłam. Pierwsza była historia, więc wyciągnęłam z torby książki i zapasowy zeszyt na rysunki. Tematem było "Powtórzenie wiadomości" z klasy poprzedniej, więc, żeby się nie nudzić, narysowałam Rozalię.
 Na przerwie z głośników było słychać głos dyrektorki.
-Uwaga, uwaga! Jutro zostaną wam przydzielone szafki!
Ucieszyła mnie ta wiadomość, bo nie miała zamiaru codziennie nosić masy książek do szkoły.
 Na następnej lekcji Alexy i Armin przesiadli się na ostatnią ławkę od ściany, a że była matematyka... Oparłam się o ścianę i całą lekcję z nimi gadałam, od czasu do czasu robiąc zadanie które właśnie mieliśmy wykonać. Armin siedział tuż za mną, dlatego też ciągle sobie żartowaliśmy. Muszę przyznać, podobało mi się w nowej szkole. Potem był francuski. Kiedy mieliśmy pisać plan wydarzeń tekstu i robić zadania, do klasy wleciał zdyszany Kastiel, co nauczyciel skomentował.
-No proszę, szanowny pan Sharp zaszczycił nas dzisiaj swoją obecnością. Moje gratulacje, brawa dla kolegi!
-Też miło pana widzieć. - stwierdził Kastiel, po czym usiadł w ławce.
Muszę przyznać, byłam ciekawa, czemu "wielki i odważny" Kas był zmuszony tak szybko biec na lekcje.
-Co ci się stało? - szturchnęłam go na przerwie. - Myślałam, że nie wiesz o istnieniu lekcji w szkole.
-Zawsze o nich wiedziałem, ale nigdy za nimi nie przepadałem. - powiedział oschle, po czym położył się na ławce w sali gimnastycznej (mieliśmy za chwilę W-F).
-To niby dlaczego tak biegłeś do klasy, co? - spytałam podejrzliwie.
-Miałem się spotkać z Lysandrem, chciał czegoś ode mnie w kwestii naszego zespołu.
-Zespołu? - powtórzyłam z niedowierzaniem.
-Wiesz, to takie coś, kiedy ludzie, czyli my, zbieramy się razem i gramy na in-stru-ment-tach. - powiedział wolno.
-Wiem czym jest kapela, kretynie. - syknęłam.
-Wiesz, bo ci powiedziałem. - uśmiechnął się szyderczo.
-Pff. Mógłbyś znaleźć coś lepszego, jakbyś chciał mnie obrazić. - stwierdziłam.
-Kto powiedział, że chcę?
-Ty.
-Wcale nie. - przez chwilę milczał. - Nie powinnaś iść się przebrać?
-Nie zbyt lubię W-F, wolę czekać do ostatniej chwili.
-Jak chcesz.
 Zadzwonił dzwonek, więc poszłam do damskiej szatni. Przebrałam się i wyszłam, żeby zobaczyć umięśnionego, młodego faceta, o dłuższych, blond włosach, niebieskich oczach, kwadratowej szczęce, w błękitnej, za dużej koszulce, czarnych spodenkach i adidasach. I to miał być nasz nauczyciel W-Fu? Poczułam mdłości. Kojarzył mi się z kimś...
-Nie uważasz, że wygląda trochę podobnie do tego chłopaka w plaży? - nagle pojawił się przy mnie Lysander.
-Mhm... Nawet bardzo. - wykrztusiłam.
-Wszystko w porządku? - spytał.
-Jak na niego patrzę to robi mi się trochę niedobrze, ale poza tym okey. - stwierdziłam i uśmiechnęłam się.
Lysander zaśmiał się i poszedł. Ja ustawiłam się w szeregu obok Rozalii. Nauczyciel nazywał się Borys jakiś tam, i gadał chyba 15 minut o tym, co będzie na W-Fie. Następnie wyciągnął piłkę do koszykówki i podzielił nas na drużyny. Byłam z Kim, Charlotte i Melanią. W drużynie przeciwnej była Rozalia, Klementyna, Violetta i Iris. Wydawało mi się, że mam całkiem dobry skład. Nie myliłam się. Kim była typem sportowca, Melania często musiała grać ze starszym bratem, a Charlotte lubiła koszykówkę, i, co najważniejsze, nie bała się lecącej piłki. Ja natomiast grałam całkiem nieźle, bo w starej szkole praktycznie ciągle grywaliśmy w kosza. Jak tak patrzyłam na dziewczyny, to byłam najlepsza, ale Kim nie była w sumie gorsza, dlatego też z łatwością wygrałyśmy wszystkie mecze z drużyną przeciwną.
 Jako, iż Borys był ambitnym nauczycielem, stwierdził, że nasza drużyna (i Iris) będzie jeździć na zawody dziewczyn, oczywiście w koszykówkę. A że niedługo miały się takie odbyć, stwierdził, że dobrze byłoby, gdybyśmy o 20 przyszły na trening z chłopakiem z liceum sportowego i w weekend o 15. W sumie to mi to odpowiadało, bo o 19 kończyłam pracę. Rozalia nie była zła, że nie pojedzie, wręcz przeciwnie, w szatni odetchnęła z ulgą.
 Natomiast W-F u chłopaków wyglądał zupełnie inaczej. Jako, iż w naszej klasie jest 6 chłopaków, grali mecze "dwóch na dwóch". Na zawody jedzie (oczywiście...) Kastiel, Kentin, Armin, Nataniel i Lysander.
 Wychodząc z szatni zaczepiła mnie ruda małpa... Ekchem... To znaczy Kastiel!
-Nie zbyt lubię W-F. - próbował naśladować mój głos.
-Daleko ci do ideału w kwestii aktorstwa. - stwierdziłam. - Ale nie martw się, nie każdy może poszczycić się takim cudownym głosem jak ja. - uśmiechnęłam się.
-Właśnie dlatego to Lysander zajmuje się śpiewaniem.
-A ty niby czym? Takie beztalencie... - westchnęłam.
-Jeśli chcesz wiedzieć, to gram na gitarze.
-Wiesz, że zabawkowa się nie liczy?
-Bardzo śmieszne. Elektrycznej. - lekko mnie szturchnął.
-Czyli macie 2 członków? To jest w takim razie duet, a nie zespół. - powiedziałam.
-Brakuje nam perkusisty. - powiedział nagle Lysander, który, jak zauważyłam, ma tę zdolność, że potrafi wyrastać jak spod ziemi.
-Mhm...
-Co tak mruczysz? - spytał Kas.
-Ja umiem grać na perkusji...
-To świetnie! - mówił Lysander.
-Ale... Nie mam własnej... - przygryzłam wargę.
-Jakoś się załatwi. - stwierdził Kas, po czym ponownie legł na ławkę. - Któreś z was musi mnie jakoś usprawiedliwić.
-Ja to zrobię - zadeklarowałam.
-Dzięki.
 W klasie powiedziałam nauczycielowi, że Kastiel właśnie smarzy się w piekle, więc nie może przyjść na lekcje. On na to odpowiedział, że w takim razie wstawi mu nieobecność, jeśli nie zjawi się w ciągu 5 minut. Wszystko słyszący (łamane przez widzący) Lysander szybko wysłał Kasowi SMS-a, co dało mu tylko dodatkowe spóźnienie.
 Na angielskim odsypiałam W-F, potem była plastyka. Omawialiśmy jakieś arcydzieła... Potem chyba... W sumie to nie wiem, znowu spałam...
 Obudziłam się w już pustej klasie, ktoś próbował mnie dobudzać. Na początku go nie poznałam, ale zauważyłam, że to Nataniel.
-Gwen, pobudka!
-Co ty robisz?! - podskoczyłam tak, że aż krzesło się przewróciło, a ja leżałam pod ławką.
-Zasnęłaś, Kastiel wyciągnął szybko bliźniaków z klasy. - mówił to jakby z niesmakiem. - A Rozalia chciała się za coś "zemścić". Wiesz może o czym mówiła?
Pomógł mi wstać, a ja złapałam się za głowę.
-Nocowała u mnie, chociaż jej zagroziłam, że coś jej zrobię. Została, więc dorysowałam jej flamastrem wąsy, a ona mieszka dość daleko... Zapewne zauważyła nowy makijaż dopiero u siebie w domu. - uśmiechnęłam się słodko. - Ostrzegałam.
-Dobra, w każdym razie musimy już iść.
-Ty idź, ja jeszcze muszę jeszcze zabrac Petera.
-Pójdę z tobą, przynajmniej będziemy mogli wymyślić jakąś wymówkę, dlaczego się spóźniliśmy. - stwierdził.
-Jak chcesz...
 Wyszliśmy ze szkoły. Było jeszcze jasno, ale nie spodziewałam się, że to akurat jego spotkamy po drodze...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Bez przekleństw, SPAM-u itp. I GRZECZNIE MI TAM! >,<