Otworzyłam Jane i Peterowi drzwi taksówki. Podbiegli i przytulili ciocię Titi. Wzięłam ich torby i poprosiłam kierowcę, żeby jeszcze na mnie zaczekał. Sama zostawiłam swoją walizki przed samochodem. Podeszłam do ciotki i pocałowałam ją w policzek.
-Cześć Gwenny.
-Cześć.
-Dzieci, idźcie do pokoju, Daisy was zaprowadzi.
W sumie to byłam bardzo wdzięczna Titi. Obiecała zająć się dziećmi przez resztę wakacji, kiedy będę musiała załatwić moje sprawy. Miałyśmy teraz porozmawiać o mojej "przyszłości".
-Jesteś pewna, że dasz sobie radę?
-Pewnie. Mam ze sobą na karcie 5 tysiące, wynajmę mieszkanie, skończę liceum...
-Jak w ogóle nazywa się to miasteczko? I szkoła?
-Moons Valley, Liceum Słodki Amoris.
-Jak już coś sobie znajdziesz, to szybko wyślij mi adres.
-Jasne, jasne.
-Masz tu jeszcze tysiąc, jakbyś nie mogła znaleźć sobie pracy.
-Spokojnie, widziałam ofertę pracy w restauracji Vanilla.
-Powodzenia, Gwenny.
Przytuliłyśmy się. Widać, jak bardzo mi współczuła z powodu wypadku rodziców... Trudno, trzeba wsiadać do taksówki.
-Do Moons Valley. - powiedziałam.
Jechaliśmy tak jakieś 2 godziny, aż zobaczyłam park. Wysiadłam z walizkami, a taksówkarz powiedział:
-25 dollarów.
No tak, przecież czekał na mnie dość długo, i jeszcze ta długa droga... A to i tak było tanio.
-Proszę. - dałam mu pieniądze.
Najwyraźniej był zadowolony, bo uśmiechnął się nawet pod nosem i zagwizdał wesoło. Kiedy odjechał, wyciągnęłam z torby karteczkę z nazwą osiedla na którym chciałam zamieszkać. A więc "Osiedle Kruków". Nazwa może niezbyt zachęcająca, ale w internecie, na zdjęciach z przed roku wszystko wyglądało dobrze. Ale... Nie wiedziałam dokładnie gdzie to jest... Musiałam się kogoś spytać o drogę, więc weszłam do parku targając za sobą walizki. Rozejrzałam się, i byłam zachwycona, bo nie widziałam nigdy tak urodziwego miejsca jak to. Drzewa występowały tu dosyć często, głównie klony, dęby i brzozy. Gdzie nie gdzie rosły małe krzaczki i bez, ewentualnie kwiaty. Na placu, w centrum parku stała fontanna, przy dróżkach stały ławki, a za nimi rosły między innymi róże, fiołki i bratki... Było tam naprawdę uroczo. Na jednej z ławek siedział chłopak, wyglądający dość nietypowo. Miał niebieskie włosy, liliowe oczy połyskujące w blasku zachodzącego słońca i wesoły uśmiech. Ubrany był w niebieską koszulkę z jakimś nadrukiem, zielone spodenki z uśmiechniętą buźką z boku i pomarańczowych trampkach. Miał też przy sobie zielone słuchawki. Wyglądał sympatycznie i myślałam, że mogę mu zaufać, a że był mniej więcej w moim wieku, podeszłam do niego.
-Cześć. Wiesz może jak dojść na "Osiedle Kruków"? - spytałam.
-Hm? Pewnie! Jeśli chcesz, zaprowadzę cię tam. Jestem Alexy. - wyciągnął rękę przed siebie. Uścisnęłam ją.
-Ja jestem Gwendolyn, Gwendolyn Rogers. Dzięki, to miłe z twojej strony.
-Nie ma sprawy. Przeprowadziłaś się tu, czy przyjechałaś do rodziny? - zapytał, kiedy wychodziliśmy z parku.
-Emch... Mam 18 lat, i przyjechałam tu skończyć liceum, a przy okazji znaleźć pracę.
-Serio? Więc będziemy w jednej klasie! Super! Będę musiał cię przedstawić Arminowi, Rozie, Lysandrowi, Violi, Natanielowi, Kim, Kastielowi, Melanii, Kentinowi, Klementynie - wyliczał.
-Dziękuję za pomoc. Jak chcesz, to dam ci mój numer, i zadzwonię, jak będę musiała iść do liceum się zapisać.
-Okej. Przy okazji poznasz Armina. Tym razem mu nie odpuszczę, może nawet siłą wyciągnę z domu! - uśmiechnął się znowu.
-Armin to twój brat? - spytałam.
-Tak, bliźniak, dokładniej mówiąc. A ty masz rodzeństwo? - zapytał.
-Tak, młodsze. Siostra ma 10 lat, a brat 6. Na razie są u cioci, ale po wakacjach przyjeżdżają do mnie.
-Są tam razem z rodzicami? - zapytał ciszej, jakby wyczuł, że jest to dla mnie delikatny temat.
-Moim rodzice... Zginęli w wypadku... od tamtej pory ja zajmuję się dziećmi. - mówiłam. Byłam zdziwiona tym, jaka jestem szczera z tym chłopakiem.
-Przykro mi.
Na chwilę stanęliśmy, a on mnie mocno przytulił. Byłam zaskoczona, ale to naprawdę miłe uczucie.
-No to jesteśmy. - powiedział po chwili. - Tam mieszka kierowniczka, z nią załatwisz wszystkie sprawy związane z mieszkaniem.
-Skąd to wiesz?
-Mieliśmy kiedyś tu mieszkać, ale w końcu zrezygnowaliśmy.
-Dzięki. Ach, zapomniałabym! Masz tu mój numer.
-Proszę, to mój numer. Wiesz, pasowałabyś do Lysandra! Ha ha! Do jutra!
-Do jutra!
Dalej targając za sobą walizki, szłam do mieszkania kierowniczki. Obok drzwi jej domu wisiała tabliczka: "Konsultacji związane z wynajęciem lub kupieniem mieszkania udzielam od 13:00 - 20:00 od poniedziałku do piątku". Był czwartek, i godzina... 19:50! Dobrze, że nie gadałam dłużej z Alexem. Zapukałam do drzwi, a po chwili otworzyła mi na oko 45 letnia kobieta, o rudych włosach i zielonych oczach.
-Dzień dobry, nazywam się Gwendolyn Rogers. Dzwoniłam do pani niedawno w sprawie kupienia mieszkania za 4 000 euro.
-Witam, ja jestem Angela Raven, ale już pewnie to wiesz. Może chce pani wcześniej obejrzeć mieszkanie? Chodziło o Kruka nr 13, prawda?
-Owszem. Oczywiście, chętnie się rozejrzę.
Pani Raven prowadziła mnie przez osiedle. Wyglądało porządnie i ładnie. Domy, co mnie bardzo ucieszyło, nie były takie same, jak to sobie wyobrażałam. Każdy miał inny kolor, inaczej wyglądał. Za nimi można było zauważyć ogrody, z drzewami bądź kwiatami, czasem ze zjeżdżaliniami czy domkami, a to znaczyło, że moim sąsiedzi mieli dzieci, które prawdopodobnie zaprzyjaźnią się z Jane i Peterem. Kiedy doszłyśmy do 13, zobaczyłam coś o czym marzyłam. Dom był pomalowany na biało, a za nim było widać duże miejsce, gdzie mogły bawić się dzieci, a ja odpocząć, a obok rósł duży klon czerwony i grządka na kwiaty. W środku korytarz był wyłożony jasnymi deskami na ścianach i ciemnymi panelami. Była tam szafka na buty, półki na czapki itp., oraz wieszak na kurtki. Salon był pomalowany na zielono, a podłoga była wyłożona białą wykładziną. Stał tam stolik, brązowa sofa i 2 fotele tego samego koloru, telewizor, głośniki do niego podłączone oraz ciemna komoda. Meble w większości były zrobione z ciemnego drewna, co bardzo mi odpowiadało. W pokoju, który planowałam zająć, ściany były niebieskie a podłoga wyłożona panelami. Stało tam dwuosobowe łóżko, stolik nocny, szafa, mała komoda oraz duże okno. Znalazłam idealne miejsce na biurko, które planowałam sobie kupić w najbliższym czasie. Pokoje naprzeciwko mojego miały należeć do Petera i Jane. Jeden był zielony, a drugi fioletowy. W obu znajdowały się jednoosobowe łóżka, komody, które chciałam przeznaczyć na ich ubrania, bo szafa nie była potrzebna żadnemu z nich, oraz małe stoliczki i miękkie fotele. Obok znajdowała się łazienka.
-Biorę. - powiedziałam, bez zastanowienia.
-Dobrze, chodźmy więc do mnie.
-Przyjmuje pani kartą?
-Oczywiście.
Po chwili wszystkie formalności zostały załatwione. "Ostrzegłam" ją, że mogę się spodziewać jutro gościa, niebieskowłosego Alexa. Przytaknęła tylko i pożegnała się ze mną, zostawiając mnie samą. Wróciłam do domu, gdzie zostały moje walizki. Rozpakowałam je szybko, ale niektóre rzeczy musiały zostać w środku, bo nie miałam gdzie jeszcze ich włożyć. Jednakże moja szafa była już zapełniona, a kilka par butów ułożone w hallu. Na stoliku nocnym postawiłam budzik i nastawiłam na 9:00. W końcu położyłam się spać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Bez przekleństw, SPAM-u itp. I GRZECZNIE MI TAM! >,<